Okienko transferowe za nami, piłkarze zmieniali kluby, prezesi wydawali miliony monet, czyli piłkarska normalka. Nic się nie zmieniło również w innej kwestii, letni czas handlu wynosi dwa miesiące, a zawsze najwięcej dzieje się... ostatniego dnia, za pięć dwunasta.
Od wielu lat zastanawia mnie fenomen ostatniego dnia okienka
transferowego. Odnoszę wrażenie, że tego dnia większości osób odpowiedzialnych
za transfery w swoich klubach wychodząc z mieszkania do pracy… po prostu
zostawia mózg na półce. Przez co 31 Sierpnia jest Na Moje Oko dniem absurdów!
W Anglii, telewizja Sky Sports oraz BT Sports robią z tego
dnia szopkę! Prowadzony jest program na żywo, w którym informuje się telewidzów
o kolejnych „super” transferach. Coś w stylu polskich poranków z TVN24 czy
Polsat News. Kosmos. Jednak przechodząc do konkretniejszych argumentów.
Zawodnicy kupowani ostatniego dnia okienka transferowego są
najczęściej przepłacani! No, bo kto normalny daje 50 milionów (według
angielskich mediów, bo francuskie mówię o 50 mln plus kolejnych 30 w bonusach)
za zawodnika, wcześniej znanego głównie fanom ligi francuskiej. Mam nadzieję,
że Martial (bo to jest ten zawodnik, nowy napastnik ManU) nie obrazi się, ale
jest to jeszcze żółtodziób, który rozegrał w seniorskiej piłce 72 spotkania, w
których strzelił 15 bramek. Na Moje Oko nie jest to warte 50 mln euro! A to
jest jeden przykład z wielu, wielu!
Inna sprawa, transfery najzwyczajniej w świecie nie dochodzą
do skutku, bo załatwić trzeba dużo, a czasu jest mało. Stąd często spotykane są
takie sytuacje jak ta z przenosinami Davida De Gei z ManU do Realu Madryt,
gdzie do zatwierdzenia całej transakcji zabrakło 28 minut. Ludzie! Mieliście
dwa miesiące na dogadanie się! DWA MIESIĄCE! Co tam, lepiej wszystko robić na
wariackich papierach, większe show!
Swoją drogą, gdybym był prezesem Realu, to zwolniłbym
wszystkie osoby, które choć trochę były zaangażowane w tą całą transferową
szopkę.
A gdzie w tym wszystkim dobro drużyny? Głos trenera?
Przecież Na Moje Oko każdy normalny i szanujący się trener chciałby mieć skład
przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego, góra na początku. Wtedy może
przygotować drużynę „po swojemu”, nowi zawodnicy mają okazję poznać nowych kumpli,
poczuć atmosferę drużyny, po prostu się do niej wdrożyć i zaaklimatyzować. Nie
zapominajmy również o czysto sportowych względach, okres przygotowawczy to czas
kiedy drużyna ma najwięcej czasu na trening, trenerzy wdrażają schematy, opcje,
itd. A co ma zrobić taki zawodnik ściągnięta za pięć dwunasta? Wchodzi do
drużyny, w której wszystko jest ustatkowane i co? Albo siada na ławie i jęczy
jak to jest źle, albo z marszu wchodzi do pierwszej „11” burząc całą budowlę
trenera i w pewien sposób zakłócając ład i harmonię panującą w samej drużynie.
Gdybym był osobą odpowiedzialną za dokonywanie transferów i
trener przekazałby mi listę nazwiska zawodników, których chciałby mieć w swojej
drużynie to od początku lipca pracowałbym nad tymi transferami. Aby drużyna
zjeżdżająca się po wakacjach, mogła być już w komplecie i na spokojnie przygotowywać
się do sezonu, w pełnym składzie. Dodatkowo
mam pewność, że nie braknie mi 20 minut na wysłanie dokumentów, bo będę miał na
to miesiąc. Wyślę do klubu z którego kupujemy zawodnika umowę w kilku wersjach,
aby można było ją bez problemu otworzyć i wydrukować, no i podpisać!
Dla mnie, jak i pewnie dla wielu osób, wydaje się to być
normalnością, dlatego nie jestem w stanie pojąć logiki tych „deadlinowych”
transferów. Nie mogę zrozumieć, bo Na Moje Oko chyba tej logiki po prostu nie
ma. Przepłacanie, brak czasu, panika, bezsensowność, chaos – tak wyglądają
transfery tego dnia. No, ale… To jest Wasza piaskownika, Wasze zabawki, „róbta
co chceta” tylko później nie bądźcie zaskoczeni, że coś poszło nie tak, albo że
zawodnik za którego płacicie ponad 50 mln, będzie kompletnym nieporozumieniem.
Paweł.
Paweł,
OdpowiedzUsuńMnie to nie dziwi. Ludzie są generalnie przyzwyczajeni do odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę. Każdy tak robi. W szkole, na studiach czy w pracy zawsze nam brakuje jednego dnia/godziny/tygodnia, żeby się nauczyć czy przygotować. W futbolu na pewno nie jest inaczej.
Pozdrawiam