Brook Billings, amerykański siatkarz, który w latach 2005-2008 grał w AZS-ie Częstochowa. Zdobył z nim V-ce Mistrzostwo Polski, Puchar Polski oraz tytuł najlepiej atakującego tego turnieju. Z końcem 2015 roku zakończył sportową karierę, fantastyczny zawodnik, niesamowity człowiek.
Brook, nie ma co owijać w bawełnę! Skąd
decyzja o zakończeniu kariery? Organizm powiedział „koniec” czy to była
zaplanowana, przemyślana decyzja?
Hmmm… Szczerze powiedziawszy, głównym powodem zakończenia
mojej kariery siatkarskiej jest to, że częste podróże, życie na walizkach oraz
krótkie pobyty w jakiś mieszkaniach, które tak na prawdę nie są naszym domem,
stały się dla mnie i mojej rodziny uciążliwe. Innym powodem jest również to co
powiedziałeś, mój organizm zaczął do mnie przemawiać, a bóle, które mi
towarzyszyły każdego dnia czasami były bardzo silne. Przez ostatnie 4 lata
zmagałem się z bólem kolana i lewej stopy. Przez większość dni w sezonie
musiałem brać środki przeciwbólowe, żeby jakoś poradzić sobie z bólem. Była to
decyzja przemyślana, do której długo dojrzewałem i nie było mi łatwo ją podjąć.
Rozumiem, spędziłeś
na siatkarskich parkietach 14 lat. To długo?
Według mnie to bardzo dużo. Gram, grałem w siatkówkę 14 lat,
jest to więcej niż 1/3 mojego życia. Wszystkie te lata spędziłem poza swoim
krajem, dlatego uważam, że jest to długi okres.
No właśnie, wszystkie te lata spędziłeś poza
domem, jaki to byl czas? Rodzina podróżowała z Tobą?
Tak, tak! Oczywiście! Rodzina zawsze jeździła ze mną, bez
nich nie dałbym rady! W zeszłym sezonie grałem w Katarze, moja żona była w ciąży
i gdy zbliżał się termin porodu wraz z naszym synem wróciła do domu. To był już
ostatni miesiąc, natomiast ja musiałem zostać. Brak ich towarzystwa był dla
mnie strasznie trudny.
Katar, była też m.in Austria, Turcja, Japonia,
Zjednoczone Emiraty Arabskie, itd. Zwiedziłeś kawał świata…
Owszem, zwiedziłem dużo miejsc i uważam, ze jestem
szczęściarzem, że mogłem doświadczyć takiej kariery siatkarskiej. Cenię każdy
kraj w którym byłem, każdą drużynę w jakiej grałem oraz doświadczenie jakie
zebrałem dzięki temu. Poznałem
też wielu wspaniałych ludzi.
Ale gdzieś musiało być najtrudniej…
Najtrudniej grało się chyba we Francji. Spytasz dlaczego,
wszystko wyglądałoby inaczej gdybym był singlem, bez rodziny. Natomiast ja
bardzo cenię sobie rodzinę i uwielbiam spędzać z nimi czas. Grałem tam tylko
sezon, bardzo dużo podróżowaliśmy z drużyną, rzadko kiedy wracaliśmy do naszego
miasta. Czasami zdarzało się, że w ciągu tygodnia spędzaliśmy 3 dni „w drodze” i
tylko połowa dnia w przeciągu 7 dni była wolna, to zdecydowanie nie to, czego
oczekiwałem.
A gdzie było
najlepiej? I dlaczego w Częstochowie? J
(śmiech) Oczywiście! Najlepszym klubem w jakim grałem był
AZS Częstochowa. Wszyscy fani, zawodnicy i rodzina Klimasów (właściciele firmy
Wkręt-Met, ówczesnego sponsora klubu - dop. red.) potrafili sprawić, że i ja i
moja rodzina czuliśmy się tam jak w domu. Jesteś w obcym kraju, a czujesz się
jakbyś był jednym z nich, jakbyś był u siebie! Podobało mi się również to, że
grając w klubie przez 3 sezony, zawsze mieliśmy jakieś cele. Nie wygrywaliśmy
każdego meczu, ale walczyliśmy i pod koniec sezonu czuliśmy, że wykonaliśmy
dobrą robotę.
No właśnie “Bronku”, to jak wspominasz te trzy
sezony?
Bronek… (śmiech) Pamiętam, że bardzo dużo osób tak do mnie
mówiło! Jak wspominam? Fantastycznie! Oczywiście podczas tych trzech sezonów
miewałem słabe momenty. Pamiętam porażki i to, że nie grałem za dobrze w pierwszych
dwóch sezonach. Czułem, że kibice również tak uważali. Mimo to, czułem ich
wsparcie, byli to kibice, którzy czuli siatkówkę. Jednak czasami odnoszę
wrażenie, że nie wszyscy wiedzą ile pracy nas to kosztuje i jak bardzo boli nas każda porażka. Jakbym
mógł wygrać każdy mecz, to bym wygrał! Każda drużyna chce wygrywać!
A ten ostatni sezon?
To jest sezon, który najbardziej zapadł mi w pamięci! Jaką
my mieliśmy cudowną ekipę! Mówię Ci! Graliśmy
naprawdę dobrze, wierzyliśmy w siebie nawzajem. Wika i „Mały” (Paweł Woicki -
dop.red.) byli gwiazdami (śmiech). Jerry (Krzysztof Gierczyński – dop.red.) był
najlepszym kapitanem z jakim kiedykolwiek miałem styczność i jednocześnie super
przyjacielem. Genialny człowiek! Pit Nowakowski świetnie grał w swoim pierwszym sezonie, Benek (Robert
Szczerbaniuk – dop.red.) i Stelmach byli idealnym uzupełnieniem drużyny. No i oczywiście
Gato (Piotr Gacek – dop.red.), świetny! Również młodzi zawodnicy, Wronka
(Andrzej Wrona – dop.red) i Wierzbowski, nie raz skopali nam tyłki podczas
treningów, żebyśmy jeszcze bardziej pracowali. Aż się łezka w oku kręci jak to
sobie wspominam! Fantastyczna ekipa! I tak mógłbym w nieskończoność…. Mieliśmy
jeszcze mojego rodaka Phila Eathertona, który nauczył nas jak być
bezinteresownymi ludźmi! Ahhh… Każdy był potrzebny! Każdy dołożył swoją
cegiełkę!
To było widać, a
najlepszym tego potwierdzeniem był mecz z naszpikowaną gwiazdami Iskrą
Odnicowo! Atmosferą, radością z gry zmietliście Rosjan z boiska!
Paweł! To było coś niesamowitego! Jedyne co mogę powiedzieć
o tym meczu to to, że zapamiętam go do
końca życia! Oj, na pewno! Atmosfera na Hali Polonia była oszałamiająca! Nie
słyszałem swoich myśli, nie mogliśmy uzgodnić żadnej akcji, bo nikt się nie
słyszał (śmiech)! Kto wie, może jakbyśmy grali dzień wcześniej albo dzień
później, to wynik może były inny. Ale jak już powiedziałem, wierzyliśmy, że
możemy wygrać z każdym, no i wygraliśmy! To był mecz…
Oj był! Brook, byłeś
i nadal jesteś ulubieńcem kibiców w Częstochowie. Gdy w rozmowie z kimkolwiek
wspominam nazwisko „Billings” to każdy reaguje: „ooooo! Genialny gość!”. Jak Ty
to zrobiłeś?
(śmiech) Bardzo miło mi to słyszeć! Byłem po prostu sobą.
Myślę, że te wszystkie zwycięstwa zawdzięczamy tak samo drużynie, jak i fanom.
Byli oni naszym siódmym zawodnikiem na boisku. To właśnie oni tworzyli cudowną
atmosferę do grania, co integrowało nas wszystkich. Byliśmy jedną wielką
rodziną! To było coś niespotykanego! Paweł, uwierz mi, że każdą minutę spędzoną w tym klubie wspominam
bardzo, ale to bardzo dobrze.
Życie pisze fantastyczne scenariusze, Ty po tym
jak odszedłeś z AZS w następnym sezonie wróciłeś do Częstochowy ze swoją nową
drużyną, co wtedy czułeś?
Oj tak, to
prawda! Kiedy przyjechałem z Fenerbache do Częstochowy zagrać mecz przeciwko
AZS czułem się bardzo podekscytowany oraz zdenerwowany. Pamiętam, że z tego
wszystkiego rozegrałem koszmarny mecz, ale to w jaki sposób przywitali mnie
fani oraz klub było czymś niesamowitym! Skandowali moje nazwisko, pojawił się
transparent, otrzymałem prezent. Wtedy zrozumiałem, że spotkał mnie ogromny
zaszczyt, zagrać dla tego klubu i dla tych kibiców!
Śledzisz czasami losy AZS-u?
Oczywiście! Staram się śledzić PlusLigę, na tyle na ile
pozwala mi czas. Wiem, że AZS Częstochowa miał ciężką sytuację w ostatnich
sezonach. Kontaktowałem się nawet z klubem żeby wrócić na ten sezon, ale w
zasadzie nie uzyskałem żadnej odpowiedzi.
A zmieniłbyś coś w
swojej karierze?
Hmmm… Nie! Zmienić nic bym nie zmienił. Natomiast najbardziej
żałuję tego, że nie skończyłem piłki w meczu z Noliko Maaseik przy stanie 14-13
dla nas w Złotym Secie. Gdybym to zrobił przeszlibyśmy do Final Four Pucharu
CEV. Był to mój najlepszy mecz w sezonie i trener na czasie powiedział
Andrzejowi (Stelmachowi – dop.red.) żeby wystawił mi piłkę. Zaatakowałem między
blokiem, ale piłka otarła się o taśmę i automatycznie ułatwiła podbicie rywalom.
Przegraliśmy złotego seta 19-17.
Grałeś w wielu
krajach, ale może jest kraj w którym chciałeś zagrać, ale się nie udało?
Włochy. Mógłbym zagrać tam na przykład, jeden sezon, ale
jakoś nigdy o tym nie myślałem poważnie. Tam zarabiałbym dużo mniej pieniędzy,
a przecież muszę pamiętać o tym, że to jest, była moja praca i muszę za
zarobione pieniądze zapewnić najlepszy byt swojej rodzinie.
Brook, pamiętam, że zawsze miałeś bzika na
punkcie zegarków i samochodów, coś się zmieniło? Żona wybiła Ci to z głowy?
(śmiech) Oczywiście, że nadal kocham zegarki i auta, ale
obecnie mam ważniejsze rzeczy, na które przeznaczam pieniądze. Jak kupowałem
drogie rzeczy byłem jeszcze niedojrzały, nie miałem rodziny a całkiem dobrze
zarabiałem. Jakbym miał cofnąć
czas, wydałbym te pieniądze inaczej.
No to Bronek, co teraz?
Podczas mojego ostatniego roku gry uczyłem się i pobierałem
lekcje. Staram się uzyskać licencję do sprzedaży nieruchomości. Nie jest to
może tak fascynujące jak zarabianie na życie grając, ale jednak zawsze gdzieś
to było moją pasją. To jest mój plan.
Chciałbyś żeby Twoje pociechy grały w
siatkówkę?
Chciałbym, żeby moje dzieci robiły w życiu to, co kochają. Na
pewno siatkówka zawsze będzie im bliska, ale nikt nie będzie ich zmuszać do
grania. Strasznie lubię je trenować i uczyć gry, ale jeżeli tylko znajdą sobie
inne pasje będę je zawsze wspierał.
Na koniec, czego
mógłbym Ci życzyć Brook?
Zdrowia dla mnie i mojej rodziny, to jest dla mnie
najważniejsze. Żebyśmy na swojej drodze spotykali dobrych ludzi, których można
nazwać przyjaciółmi. Życie jest krótkie.
Tego Ci życzę Brook i
dziękuję bardzo za poświęcony czas!
Nie ma za co, jest to dla mnie fantastyczna sprawa, że
ludzie w tym cudownym miejscu cały czas o mnie pamiętają. Pozdrawiam wszystkich
kibiców AZS Częstochowa! Pamiętam o Was! Dziękuję za wszystko co dla mnie
zrobiliście i życzę Wam wszystkiego dobrego! Niech ten Nowy Rok będzie dla Was
lepszy niż ten poprzedni! AZS!
Paweł.
foto główne: http://www.goapvl.com/Images/Brookchest.jpg - Marcin Kozerski
foto: http://foto.sportowefakty.pl/galeria/740/20070414JP%20264.jpg
foto: http://bi.gazeta.pl/im/6/4780/z4780426Q,Brook-Billings.jpg
Bronek nie grał u nas długo, a jednak jest jednym z zawodników, o którym się pamięta. Dobry duch zespołu, ze wspaniałym podejściem do kibiców, świetny zawodnik. Szkoda, że nie chciano go u nas z powrotem, fajnie byłoby znów zobaczyć go w koszulce AZSu.
OdpowiedzUsuń3 lata to znowu też nie tak krótko. :) A co do tego, że był i jest lubiany to prawda! Wszystko się zgadza! :)
UsuńA co do powrotu... To nawet nie chce mi się ponownie komentować tego co obecnie dzieje się w tym klubie.
Pozdrawiam! :)