Ostatnio w mediach bardzo głośno zrobiło się o kontrakcie
Nikołaja Penczewa. Czy on jest, czy go nie ma i dlaczego. Agent zawodnika,
Konstantin Tiufekciew, robi wielkie show, natomiast sam Penczew wszystkiemu
zaprzecza. Ja chciałbym Na Moje Oko, zająć się tematem samych kontraktów.
W związku z tą całą aferą po raz kolejny zacząłem zastanawiać się nad sensem kontraktów w siatkówce. Na Moje Oko wygląda to tak, że jest to kawałek nic nieznaczącego papierka, który w każdej chwili można wyrzucić do kosza. W piłce nożnej jeśli piłkarz ma propozycję z innej drużyny, to siadają do rozmów dwa kluby, negocjują cenę odstępnego, jeden klub otrzymuje pieniądze, drugi zawodnika. Wilk syty i owca cała. A w siatkówce? Zawodnik podpisuje kontrakt, tydzień później otrzymuje lepszą ofertę z innego klubu i co? Rozwiązuje świeżo podpisany kontrakt i cześć.
Rozumiem zawodników, że jest to ich praca i chcą otrzymywać
za jej wykonanie jak najlepsze wynagrodzenie, zgoda! Natomiast czasami trzeba w
tym wszystkim zachować jakiś savoir vivre. Podpisuje kontrakt, czyli daje
klubowi słowo. A jak pokażą w innym klubie troszkę więcej dolarów to wszystko
wyrzucamy do śmieci? Tak nie można! Gdzie w tym wszystkim szacunek do klubu?
Bądź co bądź swojego pracodawcy, gdzie szacunek do siebie?
Inną sprawą jest to, że nie można pozwolić na to, żeby ot
tak sobie, spełniać wszystkie zachcianki bogatych klubów, które mają budżet bez
dna. Jeżeli kluby same nie będą się szanować i twardo egzekwować kontraktów, to
raz po raz będzie to wykorzystywane. I za niedługo zawodnicy będą za darmo
zmieniać kluby w połowie sezonu, bo gdzieś tam zaproponują im górę kasy. Klub
sportowy to jest firma, która musi zarabiać. Jedni mają tych pieniędzy dużo,
inni trochę mniej. W piłce nożnej są kluby które kupują, ale są też kluby,
które szkolą młodych graczy i sprzedają ich za miliony monet. To jest Na Moje
Oko prawidłowa wizja funkcjonowania. Jesteś bogaty to płacisz innemu klubowi za
to, że bierzesz od nich gotowego gracza, a nie musisz szkolić młodego.
Jest jeszcze jeden problem, z niewolnika nie ma pracownika.
I kluby wiedząc, że zawodnik chce odejść potulnie się na to zgadzają, bo boją
się, że jeśli się nie zgodzą to zawodnik strzeli focha, albo co gorsza sami
zawodnicy tym grożą. Tutaj wspomnę o transferze Roberta Lewandowskiego do
Bayernu Monachium, wokół którego też było sporo szumu. Koniec końców kluby się
nie dogadały i Lewandowski musiał wypełnić podpisany kontrakt i zostać jeszcze
rok w BVB. Nie szedł do pana prezesa Rauballa czy Watzke i komunikował, że on
chce rozwiązać kontrakt i koniec. Został w klubie i zdobył koronę króla
strzelców. Za to ogromny szacunek!
Dlatego czekam i czekam, aż transfery w siatkówce przybiorą
w końcu normalny kształt. Gdzie klub, który chce kupić zawodnika, nie będzie go
podburzał do rozwiązania kontraktu, tylko złoży oficjalną ofertę i będzie
negocjował kupno z obecnym klubem. Na Moje Oko byłby to krok naprzód, kluby w
końcu otrzymywałyby należne im pieniądze za wyszkolenie zawodników, mogłyby
jakoś inwestować te pieniądze i dyscyplina mogłaby się dalej rozwijać. A czy
tak będzie? Czas pokaże…
Paweł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz