Przed sezonem, wszyscy, ale to
WSZYSCY eksperci spisywali Włókniarz na pożarcie. Każdy głos sprzeciwiający się
tej wizji, był kwitowany śmiechem. Utrzymanie… Jak to?! Z takim składem?! Bez
lidera?! Z „dziurami” w każdej formacji?! Nie ma szans.
No i proszę! Kolejny raz
przekonaliśmy się o tym, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. A tym
bardziej w Częstochowie. Przydomek „świętego” miasta do czegoś zobowiązuje. J
Czytając przedsezonowe
przewidywania ekspertów, zacząłem się zastanawiać, może ten Włókniarz
faktycznie będzie taki słaby? Jednak z drugiej strony, jakiś wewnętrzny głos
podpowiadał mi, że będzie dobrze. Choć jako wieloletni kibic, który wychował
się na Włókniarzu, nie byłem do końca obiektywny. W tym mieście, jest coś
specyficznego, coś magicznego, co sprawia, że wielu zawodników właśnie w
trakcie jazdy w Częstochowie wskakiwało na swój najwyższy poziom i wypływało na
„szerokie wody”. Takich przykładów można by wymieniać bez końca, wspomnę tylko
o braciach Łaguta, Tajskim Woffindenie, Peterze Kildemandzie, Jepsenie
Jensenie, Danielu Nermarku, Peterze Karlssonie i wielu, wielu innych.
Dlaczego tym razem miało być
inaczej? Byłem przekonany, że ktoś „odpali” i Włókniarz namiesza w lidze.
Jednak tego, że Włókniarz do ostatniej kolejki będzie miał szansę na play-off,
to nawet w najskrytszy snach się nie spodziewałem. Ponownie zadziałała
„częstochowska magia”.
Personalny skład Włókniarza nie
powalał. Na lidera drużyny szykowany był Leon Madsen, który miał za sobą dobry
sezon w barwach Unii Tarnów. Dodatkowo głównymi "strzelbami" zespołu mieli być
Holta oraz Zagar, którzy nie zaliczyli wcześniejszego sezonu do udanych. Co
dalej? Ułamek, Jonsson, Baran – zawodnicy, po których tak naprawdę… nie
widziałem czego się spodziewać. Na koniec, formacja juniorska, o którą akurat
byłem spokojny – „swoje zrobią”.
Nadszedł długo wyczekiwany sezon i … sześć zwycięstw, jeden
remis i siedem porażek. Czternaście punktów i piąte miejsce w tabeli.
NIEMOŻLIWE! Zawodnicy, którzy w innych drużynach byliby zawodnikami drugiej
linii w Częstochowie stali się prawdziwymi „Lwami”. Drugą, albo i czwartą
młodość przeżył Rune Holta, który był najbardziej walecznym zawodnikiem całej
ligi. Potwierdzają to statystyki, które jednoznacznie pokazuję, że to właśnie
„Ryszard Lwie Serce” zdobył najwięcej punktów „w trasie”. Na nieprawdopodobny
poziom wskoczył Leon Madsen, który przez większość sezonu utrzymywał się w
czołówce najlepiej punktujących zawodników całej ligi. Duńczyk wygrał również Indywidualne
Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi, a więc… zdobył tytuł najlepszego
zawodnika PGE Ekstraligi. Mimo słabego początku i miernych zdobyczy, przyzwoity
sezon ma za sobą Matej Zagar, którego akcje w ostatnich spotkaniach przy
Olsztyńskiej przejdą do historii tego stadionu. Słoweniec nie jeździł po torze,
on odbijał się od band i nabierał kosmicznej prędkości.
Na Moje Oko… Na pochwałę zasługuje również Oskar Polis,
który był czwartym punktującym zespołu. Bardzo często zmieniał seniorów i
przywoził bezcenne punkty. Dołożył sporą cegłę, do tego niespodziewanego wyniku
drużyny. A reszta? Nie zachwyciła. Jednak nie można mieć wszystkiego, bo gdyby
po kilka punktów więcej dorzucali Ułamek z Jonssonem to… Włókniarz walczyłby o
tytuł Mistrza Polski.
Nie lubię gdybać, ale spójrzcie… realnie w zasięgu był punkt
bonusowy w dwumeczu z Rybnikiem oraz Wrocławiem. Dalej, zamiast remisu, zwycięstwo
z Grudziądzem przy Olsztyńskiej i tak krok po kroku, przy lepszej postawie
drugiej linii Włókniarz spokojnie wskoczyłby do play-off. Jednak zejdźmy na
ziemie i cieszmy się z tego co jest, bo wynik jaki wykręciły częstochowskie
„Lwy” jest Na Moje Oko bardzo, ale to bardzo dobry.
Co warte uwagi, wszyscy mówili i mówią o dobrej atmosferze w
drużynie. Utarta śpiewka? Być może, ale osobiście uważam, że nie były to
słodkie kłamstewka. W momencie kiedy coś nie grało, też o tym mówiono i nikt
wtedy nie ukrywał, że jest problem do rozwiązania. Mam tutaj na myśli spięcie
Holty z Madsenem, czy też wypowiedź trenera Kędziory po jednym ze spotkań przy
Olsztyńskiej. Nie zawsze było kolorowo, a mimo wszystko… słowa „dobra atmosfera
w zespole” były powtarzane przez wszystkich.
Wiecie kiedy zawodnicy mówią o dobrej atmosferze? Kiedy na
trybunach są kibice, kiedy przelewy na konto przychodzą na czas, kiedy wygrywa
się mecze, kiedy nie ma problemów organizacyjnych. Dlatego warto tutaj wspomnieć
o prezesie – Michale Świąciku, który Na Moje Oko wykonał katorżniczą robotę:
poukładał sprawy organizacyjne, znalazł sponsorów, podpisał realne kontrakty i
chyba co najważniejsze, ponownie rozbudził w częstochowskich kibicach miłość do
żużla. Najdobitniej pokazał to ostatni mecz z drużyną Sparty Wrocław, na którym
pojawiło się około trzynastu tysięcy kibiców! Fenomenalna robota Panie
Prezesie!
A wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? Włókniarz kończy
sezon na niespodziewanie wysokim - piątym miejscu, a co na to prezes? Mało!
Zdaniem szefa „Lwów” to tylko 20-25% tego, co władze klubu chcą osiągnąć! Już
nie mogę się doczekać kolejnego sezonu!
A za ten, jako wierny kibic, może nie zawsze na stadionie,
ale zawsze serduchem… DZIĘKUJĘ!
Paweł.
WŁÓKNIARZ!!! WŁÓKNIARZ!!! WŁÓKNIARZ!!! WŁÓKNIARZ!!!
foto: Gazeta Wyborcza
foto: Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz