Pierwszy dzień wiosny, a po klubach z najlepszej ligi świata w
europejskich pucharach ani widu, ani słychu. Liverpool, Chelsea,
Manchester City, Arsenal, Tottenham, Everton pożegnały się z Europą nie dość, że szybko to jeszcze w bardzo słabym stylu.
Liverpool nie wyszedł z grupy LM ,
zdobył w niej 5 punktów. Podopiecznym trenera Rodgersa bliżej niż do
awans było do ostatniego miejsce. Na drugim miejscu dającym awans do
fazy pucharowej znalazła się Bazylea, która wyprzedziła Liverpool o 2
punkty. „The Reds” byli trzeci z 5 punktami w sześciu meczach i
wyprzedzili bułgarski Ludogorec o 1 punkty. Nie takie były plany na
Anfield. Trzecie miejsce uprawniało jednak Liverpool do gry w fazie
pucharowej Ligi Europy, jednak i tam nie było dane grać „The Reds” i już
w 1/16 musieli uznać wyższość Besiktasu Stambuł i pożegnać się z
Europą...
Chelsea Londyn fazę grupową przeszła bez zastrzeżeń, cztery zwycięstwa,
dwa remisy i pierwsze miejsce w grupie. Jednak w 1/8 finału podopieczni
trenera Mourinho ulegli PSG. Tak naprawdę nie do końca ulegi, ponieważ w
obu spotkaniach padły remisy, ale fakt faktem odpadli z Ligi Mistrzów.
Manchester City o wyjście z grupy walczył do samego końca. Dwa
zwycięstwa, dwa remisy, dwie porażki to bilans „Obywateli” w fazie
grupowej, w której mierzyli się z Bayernem, Romą i CKSA. Trzeba przyznać
dość mocne towarzystwo. Koniec końców City wyszło z grupy na drugim
miejscu i w 1/8 finału musieli zmierzyć się z FC Barceloną, która
pokazała ekipie Pellegriniego miejsce w szeregu. A gdyby nie bramkarz
Manchesteru Joe Hart, obawiam się, że wynik dwumeczu mógłby zakończyć
się dwucyfrówką w rubryce goli straconych. Deklasacja.
Arsenal rozgrywki grupowe zakończył na drugim miejscu z taką samą ilością punktów jak pierwsza Borussia. W 1/8 los przydzielił podopiecznym trenera Wengera - AS Monaco. W „Arsenalowej” części Londynu zapanowała euforia. Monaco? Bez przesady. Wszyscy byli już myślami w ćwierćfinale. Jednak to co zdarzyło się na The Emirates zbiło wszystkich z nóg, z samymi zawodnikami łącznie,1:3! Arsenal nie poddał się i walczył do końca, wygrał w Monaco 2:0, ale to drużyna z księstwa cieszyła się z awansu. Kolejna piękna porażka Arsenalu...
Tottenham i Everton od początku walczyły w Lidze Europy. Tottenham wyszedł z grupy na drugim miejscu za Besiktasem Stambuł,dokładnie tym samym, który wyeliminował w 1/16 Liverpool. Tottenham również odpadł w tej samej fazie, a ich pogromcami okazali się gracze Fiorentiny. Natomiast Everton wygrał swoją grupę, wyprzedzając o jeden punkt VFL Wolfsburg. W 1/16 wyeliminował Young Boys Berno, jednak w 1/8 finału podopieczni trenera Martineza skompromitowali się i zostali wyeliminowani przez Dynamo Kijów, przegrywając mecz rewanżowy 5:2!
Angielskie drużyny odpadają z europejskich pucharów dość szybko i to z rywalami w ich zasięgu, a często nawet z gorszymi. Jednak liga angielska uważana jest za najlepszą ligę świata, dodatkowo telewizja płaci za prawa do pokazywania meczów angielskiej Premier League na sezony 2016-2019 ponad 5,1 miliarda funtów, co jest Na Moje Oko kwotą astronomiczną! Zawodnicy z całego świata mówią, że ich marzeniem jest gra i sprawdzenie się w Premier League. A to wszystko mimo słabych wyników drużyn angielskich w LM.
W jednym z wywiadów ikona Manchesteru United, Paul Scholes powiedział: "Gdyby takie kluby jak FC Barcelona, Real Madryt bądź Bayern Monachium występowały w Premier League, wygrywałyby ją z przewagą 10-15 punktów. Nawet PSG i Juventus są lepszymi zespołami niż jakakolwiek czołowa drużyna w Anglii. Myślę, że dwa wielkie zespoły z Hiszpanii i Bayern mają lepszych zawodników niż angielskie ekipy występujące w tym sezonie w Lidze Mistrzów".
Mocna teza, z którą nie do końca bym się zgodził. W lidze angielskiej każde spotkanie jest pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ nawet drużyna ze strefy spadkowej jest w stanie walczyć z górą tabeli. Przykład? Zwycięstwo Burnley 1:0 nad Manchesterem City. Z pewnością rzutuje to na wyniki w Europie. Premier League poziomem zarówno finansowym, jak i sportowym przewyższa inne ligi w Europie. Wielkie pieniądze, głośne nazwiska, ogromne zainteresowanie kibiców z całego świata. Dodam tutaj, że w ubiegłym sezonie z praw za transmisję Cardiff City (ostatni zespół w tabeli) dostało dwa razy więcej pieniędzy niż Bayern Monachium! Alleluja!
I być może angielskie drużyny za bardzo skupiły się na rywalizacji w swojej rodzimej lidze, co poskutkowało takimi a nie innymi wynikami w Europie.
W związku z tym, że liga jest tak mocna a oczekiwania kibiców tak wygórowane, Premier League nie może pozwolić sobie na grę rezerwowymi, W lidze hiszpańskiej, francuskiej czy niemieckiej dysproporcje pomiędzy „czubem” a dołem tabeli są dość znaczące. Dlatego mecze z rywalami z dolnej półki nie kosztują Bayernu, PSG czy Barcelony tak dużo sił jak drużyn z Anglii. Każdy z nas widział zapewne jak wyglądają spotkanie w Premier League – walka, siła, szybkość. „Nie ma lipy” jakby to powiedział Robert Burneika. Natomiast w Hiszpani, Francji czy Niemczech ta gra jest troszeczkę inna. Poza tym, drużyny czują respekt przed tuzami, stąd cofają się do obrony i czekają na rywala. Pozwalają, aby Bayern, PSG czy Barcelona rozgrywały swoja akcje, miały kontrolę nad meczem, aby nie tracić siły. Natomiast w Anglii nie ma zlituj! Jedziesz na boisko czerwonej latarni ligi a tam czeka jedenastu gości, którzy mają ochotę Cię zmiażdżyć od samego początku spotkania.
Dodatkowo, w większości lig mamy przerwę zimową, choćby dwa tygodnie. Natomiast w Premier League sezon trwa ciągiem, bez przerwy. Kibice chcą oglądać Premier League i nie wyobrażają sobie świąt bez meczu Boxing Day. Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, tych spotkań jest naprawę sporo, a trzeba przecież jeszcze trenować. Dlatego dodając do tego wcześniej wspominany przeze mnie wyrównany poziom mamy do czynienia z nakładającymi się na siebie czynnikami, które powodują wykończenie się materiału, bo zawodnicy też są ludźmi.
Arsenal rozgrywki grupowe zakończył na drugim miejscu z taką samą ilością punktów jak pierwsza Borussia. W 1/8 los przydzielił podopiecznym trenera Wengera - AS Monaco. W „Arsenalowej” części Londynu zapanowała euforia. Monaco? Bez przesady. Wszyscy byli już myślami w ćwierćfinale. Jednak to co zdarzyło się na The Emirates zbiło wszystkich z nóg, z samymi zawodnikami łącznie,1:3! Arsenal nie poddał się i walczył do końca, wygrał w Monaco 2:0, ale to drużyna z księstwa cieszyła się z awansu. Kolejna piękna porażka Arsenalu...
Tottenham i Everton od początku walczyły w Lidze Europy. Tottenham wyszedł z grupy na drugim miejscu za Besiktasem Stambuł,dokładnie tym samym, który wyeliminował w 1/16 Liverpool. Tottenham również odpadł w tej samej fazie, a ich pogromcami okazali się gracze Fiorentiny. Natomiast Everton wygrał swoją grupę, wyprzedzając o jeden punkt VFL Wolfsburg. W 1/16 wyeliminował Young Boys Berno, jednak w 1/8 finału podopieczni trenera Martineza skompromitowali się i zostali wyeliminowani przez Dynamo Kijów, przegrywając mecz rewanżowy 5:2!
Angielskie drużyny odpadają z europejskich pucharów dość szybko i to z rywalami w ich zasięgu, a często nawet z gorszymi. Jednak liga angielska uważana jest za najlepszą ligę świata, dodatkowo telewizja płaci za prawa do pokazywania meczów angielskiej Premier League na sezony 2016-2019 ponad 5,1 miliarda funtów, co jest Na Moje Oko kwotą astronomiczną! Zawodnicy z całego świata mówią, że ich marzeniem jest gra i sprawdzenie się w Premier League. A to wszystko mimo słabych wyników drużyn angielskich w LM.
W jednym z wywiadów ikona Manchesteru United, Paul Scholes powiedział: "Gdyby takie kluby jak FC Barcelona, Real Madryt bądź Bayern Monachium występowały w Premier League, wygrywałyby ją z przewagą 10-15 punktów. Nawet PSG i Juventus są lepszymi zespołami niż jakakolwiek czołowa drużyna w Anglii. Myślę, że dwa wielkie zespoły z Hiszpanii i Bayern mają lepszych zawodników niż angielskie ekipy występujące w tym sezonie w Lidze Mistrzów".
Mocna teza, z którą nie do końca bym się zgodził. W lidze angielskiej każde spotkanie jest pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ nawet drużyna ze strefy spadkowej jest w stanie walczyć z górą tabeli. Przykład? Zwycięstwo Burnley 1:0 nad Manchesterem City. Z pewnością rzutuje to na wyniki w Europie. Premier League poziomem zarówno finansowym, jak i sportowym przewyższa inne ligi w Europie. Wielkie pieniądze, głośne nazwiska, ogromne zainteresowanie kibiców z całego świata. Dodam tutaj, że w ubiegłym sezonie z praw za transmisję Cardiff City (ostatni zespół w tabeli) dostało dwa razy więcej pieniędzy niż Bayern Monachium! Alleluja!
I być może angielskie drużyny za bardzo skupiły się na rywalizacji w swojej rodzimej lidze, co poskutkowało takimi a nie innymi wynikami w Europie.
W związku z tym, że liga jest tak mocna a oczekiwania kibiców tak wygórowane, Premier League nie może pozwolić sobie na grę rezerwowymi, W lidze hiszpańskiej, francuskiej czy niemieckiej dysproporcje pomiędzy „czubem” a dołem tabeli są dość znaczące. Dlatego mecze z rywalami z dolnej półki nie kosztują Bayernu, PSG czy Barcelony tak dużo sił jak drużyn z Anglii. Każdy z nas widział zapewne jak wyglądają spotkanie w Premier League – walka, siła, szybkość. „Nie ma lipy” jakby to powiedział Robert Burneika. Natomiast w Hiszpani, Francji czy Niemczech ta gra jest troszeczkę inna. Poza tym, drużyny czują respekt przed tuzami, stąd cofają się do obrony i czekają na rywala. Pozwalają, aby Bayern, PSG czy Barcelona rozgrywały swoja akcje, miały kontrolę nad meczem, aby nie tracić siły. Natomiast w Anglii nie ma zlituj! Jedziesz na boisko czerwonej latarni ligi a tam czeka jedenastu gości, którzy mają ochotę Cię zmiażdżyć od samego początku spotkania.
Dodatkowo, w większości lig mamy przerwę zimową, choćby dwa tygodnie. Natomiast w Premier League sezon trwa ciągiem, bez przerwy. Kibice chcą oglądać Premier League i nie wyobrażają sobie świąt bez meczu Boxing Day. Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, tych spotkań jest naprawę sporo, a trzeba przecież jeszcze trenować. Dlatego dodając do tego wcześniej wspominany przeze mnie wyrównany poziom mamy do czynienia z nakładającymi się na siebie czynnikami, które powodują wykończenie się materiału, bo zawodnicy też są ludźmi.
"To moment kryzysowy dla futbolu w Premier League. Jeżeli przerwa zimowa
nie zostanie wprowadzona, to przynajmniej zmniejszmy liczbę meczów w
okresie świątecznym i usuńmy powtórzone spotkania Pucharu Anglii powyżej
czwartej rundy" – napisał na Twitterze Gary Lineker, były trzykrotny król strzelców ligi angielskiej.
Kończę już, bo się rozpisałem. Osobiście również jestem trochę
zawiedziony postawą angielskich drużyn w europejskich pucharach. Jestem w
stanie zrozumieć porażkę City z Barceloną, ale jej styl już jest
zatrważający. Drużynom z Londynu do awansu również brakło niewiele, ale
jednak brakło. Liverpool musi uznać wyższość drużyny tureckiej, Everton
natomiast ukraińskiej. Nie wygląda to dobrze. Czasami odnoszę wrażenie,
że dla angielskich drużyn cenniejszy jest tytuł mistrza Anglii niż LM.
Aby zdobyć tytuł mistrza Anglii musisz walczyć cały sezon, 38 spotkań na
wysokim poziomie, tydzień w tydzień. Drużyna musi być idealnie
przygotowana, nie ma miejsca na przypadek! A w pucharach? O wszystkim
decyduje jeden mecz, dwumecz, łut szczęścia.
Bądź co bądź Droga Premier League, mimo tych wszystkich okoliczności
„łagodzących” nie wypada tak słabo się prezentować. Ponieważ to w
rozgrywkach europejskich powinno się pokazywać swoją siłę i wyższość nad
rywalami z innych lig. A co my widzimy? Wyższość innych.
Paweł.
foto: https://scontent-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/v/l/t1.0-9/11081119_10153263809753304_132990275956930119_n.jpg?oh=947e5561806a74ad426eb3e1ae2e88da&oe=55798C7C
foto: http://oi57.tinypic.com/21lra60.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz