środa, 23 sierpnia 2017

"Częstochowska magia"


Przed sezonem, wszyscy, ale to WSZYSCY eksperci spisywali Włókniarz na pożarcie. Każdy głos sprzeciwiający się tej wizji, był kwitowany śmiechem. Utrzymanie… Jak to?! Z takim składem?! Bez lidera?! Z „dziurami” w każdej formacji?! Nie ma szans.







No i proszę! Kolejny raz przekonaliśmy się o tym, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. A tym bardziej w Częstochowie. Przydomek „świętego” miasta do czegoś zobowiązuje. J

Czytając przedsezonowe przewidywania ekspertów, zacząłem się zastanawiać, może ten Włókniarz faktycznie będzie taki słaby? Jednak z drugiej strony, jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że będzie dobrze. Choć jako wieloletni kibic, który wychował się na Włókniarzu, nie byłem do końca obiektywny. W tym mieście, jest coś specyficznego, coś magicznego, co sprawia, że wielu zawodników właśnie w trakcie jazdy w Częstochowie wskakiwało na swój najwyższy poziom i wypływało na „szerokie wody”. Takich przykładów można by wymieniać bez końca, wspomnę tylko o braciach Łaguta, Tajskim Woffindenie, Peterze Kildemandzie, Jepsenie Jensenie, Danielu Nermarku, Peterze Karlssonie i wielu, wielu innych.

Dlaczego tym razem miało być inaczej? Byłem przekonany, że ktoś „odpali” i Włókniarz namiesza w lidze. Jednak tego, że Włókniarz do ostatniej kolejki będzie miał szansę na play-off, to nawet w najskrytszy snach się nie spodziewałem. Ponownie zadziałała „częstochowska magia”. 


Personalny skład Włókniarza nie powalał. Na lidera drużyny szykowany był Leon Madsen, który miał za sobą dobry sezon w barwach Unii Tarnów. Dodatkowo głównymi "strzelbami" zespołu mieli być Holta oraz Zagar, którzy nie zaliczyli wcześniejszego sezonu do udanych. Co dalej? Ułamek, Jonsson, Baran – zawodnicy, po których tak naprawdę… nie widziałem czego się spodziewać. Na koniec, formacja juniorska, o którą akurat byłem spokojny – „swoje zrobią”.

Nadszedł długo wyczekiwany sezon i … sześć zwycięstw, jeden remis i siedem porażek. Czternaście punktów i piąte miejsce w tabeli. NIEMOŻLIWE! Zawodnicy, którzy w innych drużynach byliby zawodnikami drugiej linii w Częstochowie stali się prawdziwymi „Lwami”. Drugą, albo i czwartą młodość przeżył Rune Holta, który był najbardziej walecznym zawodnikiem całej ligi. Potwierdzają to statystyki, które jednoznacznie pokazuję, że to właśnie „Ryszard Lwie Serce” zdobył najwięcej punktów „w trasie”. Na nieprawdopodobny poziom wskoczył Leon Madsen, który przez większość sezonu utrzymywał się w czołówce najlepiej punktujących zawodników całej ligi. Duńczyk wygrał również Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi, a więc… zdobył tytuł najlepszego zawodnika PGE Ekstraligi. Mimo słabego początku i miernych zdobyczy, przyzwoity sezon ma za sobą Matej Zagar, którego akcje w ostatnich spotkaniach przy Olsztyńskiej przejdą do historii tego stadionu. Słoweniec nie jeździł po torze, on odbijał się od band i nabierał kosmicznej prędkości.

Na Moje Oko… Na pochwałę zasługuje również Oskar Polis, który był czwartym punktującym zespołu. Bardzo często zmieniał seniorów i przywoził bezcenne punkty. Dołożył sporą cegłę, do tego niespodziewanego wyniku drużyny. A reszta? Nie zachwyciła. Jednak nie można mieć wszystkiego, bo gdyby po kilka punktów więcej dorzucali Ułamek z Jonssonem to… Włókniarz walczyłby o tytuł Mistrza Polski.

Nie lubię gdybać, ale spójrzcie… realnie w zasięgu był punkt bonusowy w dwumeczu z Rybnikiem oraz Wrocławiem. Dalej, zamiast remisu, zwycięstwo z Grudziądzem przy Olsztyńskiej i tak krok po kroku, przy lepszej postawie drugiej linii Włókniarz spokojnie wskoczyłby do play-off. Jednak zejdźmy na ziemie i cieszmy się z tego co jest, bo wynik jaki wykręciły częstochowskie „Lwy” jest Na Moje Oko bardzo, ale to bardzo dobry.

Co warte uwagi, wszyscy mówili i mówią o dobrej atmosferze w drużynie. Utarta śpiewka? Być może, ale osobiście uważam, że nie były to słodkie kłamstewka. W momencie kiedy coś nie grało, też o tym mówiono i nikt wtedy nie ukrywał, że jest problem do rozwiązania. Mam tutaj na myśli spięcie Holty z Madsenem, czy też wypowiedź trenera Kędziory po jednym ze spotkań przy Olsztyńskiej. Nie zawsze było kolorowo, a mimo wszystko… słowa „dobra atmosfera w zespole” były powtarzane przez wszystkich.


Wiecie kiedy zawodnicy mówią o dobrej atmosferze? Kiedy na trybunach są kibice, kiedy przelewy na konto przychodzą na czas, kiedy wygrywa się mecze, kiedy nie ma problemów organizacyjnych. Dlatego warto tutaj wspomnieć o prezesie – Michale Świąciku, który Na Moje Oko wykonał katorżniczą robotę: poukładał sprawy organizacyjne, znalazł sponsorów, podpisał realne kontrakty i chyba co najważniejsze, ponownie rozbudził w częstochowskich kibicach miłość do żużla. Najdobitniej pokazał to ostatni mecz z drużyną Sparty Wrocław, na którym pojawiło się około trzynastu tysięcy kibiców! Fenomenalna robota Panie Prezesie!

A wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? Włókniarz kończy sezon na niespodziewanie wysokim - piątym miejscu, a co na to prezes? Mało! Zdaniem szefa „Lwów” to tylko 20-25% tego, co władze klubu chcą osiągnąć! Już nie mogę się doczekać kolejnego sezonu!

A za ten, jako wierny kibic, może nie zawsze na stadionie, ale zawsze serduchem… DZIĘKUJĘ!

Paweł.


WŁÓKNIARZ!!! WŁÓKNIARZ!!! WŁÓKNIARZ!!! WŁÓKNIARZ!!!  


foto: Gazeta Wyborcza 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz