piątek, 30 stycznia 2015

Coś chyba jest nie tak

Polska przegrała z tworem nazywanym reprezentacją Kataru w półfinale Mistrzostw Świata 29:31. Porażka boli, jednak jeszcze bardziej boli to jak przez kwadratowe papierki dewaluowane są wartości sportowe. 





Sport jest czymś cudownym. Potrafi łączyć ludzi, dać im emocje, radość, czasami też łzy. Dać to czego każdy z nas w życiu poszukuje. Wartości jakie towarzyszą tej formie aktywności człowieka budują jego osobowość, jego charakter, wzmacniają go. Sport jest naprawdę czymś wyjątkowym. Nie chcę się tutaj więcej rozpisywać na temat samego sportu. Jednak chciałbym poruszyć jedną sprawę, a mianowicie sprawę bycia reprezentantem.

Niestety nie było mi dane zostanie reprezentantem Polski, a szkoda. Jednak przez bycie reprezentantem rozumiem ochotę reprezentowania jak sama nazwa mówi danego narodu. Chęć reprezentowania swoich rodaków na arenie międzynarodowej. Na moje oko jest to coś wyjątkowego, coś o czy marzy każdy sportowiec. Jako Polak, reprezentant narodu stanąć w koszulce z orłem na piersi, odsłuchać Mazurka Dąbrowskiego, walczyć dla i za swoich! Wyobrażam sobie jak genialne musi to być uczucie. Siedząc przed telewizorem mam ciarki, a co dopiero muszą czuć zawodnicy. Zazdroszczę im.

Bycie reprezentantem to coś więcej. Wymaga to od zawodnika jakiegoś poświęcenie się dla kraju. Grasz w klubie, który płaci Ci pieniądze i jeśli coś Ci się stanie poza klubem, to otrzymujesz kary itd. Dodatkowo, często rozgrywki reprezentacji mają miejsce po sezonie w klubie, w jakiś przerwach kiedy mógłbyś odpocząć, zregenerować się. Jednak oni, reprezentanci wolą grać dla swoich narodów, bo jest to dla nich coś ważnego, prestiż, możliwość reprezentowania swojego kraju!

Przejdę teraz do tego co mnie martwi, boli i niepokoi. Omówię to na przykładzie tego nieszczęsnego tworu jakim jest „reprezentacja” Kataru. Nie wiem do kogo mieć większy żal. Czy do szejków, którzy myślą, że mając te swoje petrodolary są bogami świata? Czy do zawodników, którzy godzą się na takie niszczenie miana bycia reprezentantem? Czy do władz IHF, że do czegoś takiego dopuszczają? Sam nie wiem. Szejkowi dają pieniążki, ale mogli nie dawać. Zawodnicy chcą zarobić, jednak wymagałoby się więcej przyzwoitości, a nie sprzedawania się dla jakiegoś kraju. A władze IHF, nie wiem dlaczego oni na takie coś pozwalają , a jeśli nie wiadomo dlaczego i o co chodzi to... No właśnie. Przykre jest to, że coraz częściej z drużyn narodowych robione są takie w sumie kluby. Nie powinno tak być, rozgrywki klubowe są rozgrywkami klubowymi. Tam zawodnik może zmienić klub co sezon, nie ma problemu. Jednak reprezentacja powinna być czymś wyjątkowym, a nie zbieraniną kilku dobrych graczy z Kuby, Bośni, Czarnogóry, Hiszpanii itd. Nie róbmy z reprezentacji klubów sportowych!

Dlatego jestem dumny z naszych chłopaków! Jestem dumny z tego, że grali oni dla orzełka, dla nas! A co najważniejsze nie grali dla nas, bo im ktoś za to kupi apartament czy jakieś Ferrari. Grali dla Polski, bo są prawdziwymi REPREZENTANTAMI. A nie jak np. bramkarz Sarić, dla którego „Katar” jest bodajże czwartą reprezentacją w karierze. Osobiście nie chciałbym takiego zawodnika w kadrze, nie potrafiłbym mu kibicować ( tak wiem Rojewski grał wcześniej dla Niemiec, tylko to jest „trochę” inna sytuacja). I mimo porażki w dzisiejszym półfinale jestem pełen podziwu dla tych gości! I dziękuję im za to, że można z nimi przeżywać tak cudowne chwile!

Takiej reprezentacji chce, takiej która jest prawdziwą reprezentacją. I będę z Nią jak będzie wygrywaCzyć i jak będzie przegrywać! Bo wiem, że Ci goście wypruwali sobie żyły i wylewali hektolitry potu, żeby jak najlepiej mnie, Ciebie i Ciebie też reprezentować! Żeby przynieść nam chlubę i na moje oko przynieśli! Dla nich najważniejszymi wartościami, były te, które powinny być najważniejsze a więc walka, charakter, poświęcenie dla orzełka! I za to im dziękuję! Dla mnie są mistrzami! 

Paweł.  

foto: http://i.wp.pl/a/f/jpeg/30476/pilka_reczna_repra_650.jpeg

czwartek, 29 stycznia 2015

Jak tu zdać sesję?


Sesja zbliża się wielkimi krokami, a więc powinniśmy poświęcić o wiele więcej czasu na naukę niż zwykle. Jednak jak to zrobić kiedy jest się bombardowany taką dawką sportowych emocji?



W Melbourne rozgrywany jest obecnie jeden z czterech turniejów wielkoszlemowych. Więc od samego rana jest czym nacieszyć oko. Na upartego, można by całą noc spędzić na oglądaniu, gdyż różnica czasowa wynosi 10 godzin, jednak takie poświęcenie mogę zaoferować tylko Polakom. Obecnie turniej znajduje się w decydującej fazie, a więc spotkania stoją na najwyższym poziomie. Jak można odmówić sobie obejrzenia pojedynku Novaka Djokovicia z Milosem Raoniciem? Toż to dla osoby interesującej się tenisem grzech. Numer jeden światowego rankingu kontra jedna z większych dosłownie (około 2 metrów wzrostu) i w przenośni nadziei męskiego tenisa. To przecież trzeba obejrzeć!

I tak mija czas do 13, trzeba jechać na uczelnię. Na uczelni schodzi czas do 15:30 i czym prędzej trzeba się zbierać, bo o 16:30 grają biało-czerwoni! W międzyczasie na szybko trzeba wskoczyć do jakiegoś spożywczaka na zakupki, bo pasowałoby czasami coś zjeść. W końcu wybija 16:30 i oglądamy pojedynek naszych cudownych szczypiornistów, bo nieoglądanie ich to nieprawość! I tak w tym fantastycznym uniesieniu emocjonalnym jakie oferują nam zwykle piłkarze ręczni przenosimy się do godziny 18:30. Zanim człowiek się uspokoi i zacznie trzeźwo myśleć zlatuje jakaś godzinka. O 19 zaczął się pojedynek Danii z Hiszpanią, a więc mistrzów i vice-mistrzów świata. Szkoda byłoby w sumie przegapić. Dobrze zrobiłem, że obejrzałem, bo mecz był palce lizać jednak zegar pokazuje już 21.

A co o 21? A o 21 zaczyna się mecz rewanżowy Pucharu Króla Atletico-Barcelona. No i kurcze no, trzeba obejrzeć. I już od pierwszej minuty zawodnicy dają Ci znak, że dobrze zrobiłeś! Torres, Neymar, Garcia, Miranda, Neymar. 2:3 po pierwszej połowie, sporo sytuacji, bardzo ciekawe widowisko. Druga połowa może mniej ciekawa jeśli chodzi o wydarzenia sportowe, ale za to nie brakowało tych poza sportowych np. Turan postanowił ukarać sędziego liniowego za jego zdaniem błędną decyzję i trafić go... ochraniaczem. Nie można żałować! Mecz mija jak z bicza strzelił, ale patrzę na zegarek i … 23.

W międzyczasie pasowałoby sprawdzić co dzieje się w innych dyscyplinach. W Częstochowie zawodnicy spółki CKM Włókniarz składają pozew do sądu, by stowarzyszenie SCKM wypłaciło im pieniądze, które zalega im spółka CKM. Lotos Gdańsk wygrywa spotkanie z Transferem Bydgoszcz i awansuje do turnieju finałowego Pucharu Polski. Nie można zapomnieć o NBA, a tam sam Shaq O'Neal typuje naszego Gortata do Meczu Gwiazd. W Pucharze Narodów Afryki o awansie z grupy zadecyduje... losowanie, w którym udział weźmie drużyna Mali prowadzona przez polskiego trenera Henryka Kasperczaka. Legia rezygnuje z testowanego Taiwo. PGE Turów Zgorzelec dokonuje cudów w koszykarskim Pucharze Europy. I wiele innych.

I tak mija dzień, sesja coraz bliżej. Mam wyrzuty sumienia, bo ja naprawdę chciałbym się więcej pouczyć, ale no nie da się. Nie mogę sobie odmówić ćwierćfinału Australian Open, ćwierćfinału Polaków czy meczu Atletico-Barcelona. O tym będę w przyszłości opowiadał swoim wnukom! Jeśli wcześniej nie zejdę na jakiś zawał.

Sesjo! Obiecuję Ci, że dokonam wszelkich starań, aby Ci zdać tylko proszę Cię zrozum mnie, zrozum sportoholika, który żyje sportem! Ja naprawdę się uczę, tylko czasami mniej czasami więcej, ale to Twoja wina, bo przychodzisz w bardzo nieodpowiednim czasie! 

Paweł.

foto: http://facefun.pl/static/foto/co-by-sie-nie-dzialo-damy-rade-3313.jpg 

środa, 28 stycznia 2015

Co to będzie za mecz!


Od wiek wieków mecze z Chorwatami są istnymi wojnami. Niestety, ostatnimi czasy na turniejach rangi mistrzowskiej nie wychodzimy z nich zbyt często zwycięską ręką. A więc czas to zmienić! 
 


Z Chorwatami na imprezach mistrzowskich nie wygraliśmy od 2008r. Wtedy do podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie pokonaliśmy ich 27:24. Tamto spotkanie z obecnej kadry pamiętają Sławek Szmal, Marcin Wichary, Karol Bielecki, Bartek Jurecki, Michał Jurecki i kontuzjowany Krzysztof Lijewski. Panowie prosimy opowiedzieć młodszym kolegom jak to było i czekamy na powtórkę!

Osobiście upatruję szansy w tym, że Chorwaci na tym turnieju tak naprawdę nie zmierzyli się jeszcze z przeciwnikiem z tej najwyższej światowej półki, a do takich oczywiście zaliczam naszą reprezentację. W swojej grupie bez jakiś większych problemów Chorwaci pokonali Austrię, Tunezję, Iran, Macedonię, Bośnię i Hercegowinę. W 1/8 finału męczyli się z niewygodnymi Brazylijczykami pokonując ich 26:25. Chorwaci nie mieli okazji na tym turnieju do takiego bym powiedział przetarcia się. Biało-czerwoni są zaprawieni w takich bojach, bo już w grupie zmierzyli się choćby z Danią czy Niemcami, i w jakimś stopniu w pojedynku ze Szwecją już to zaowocowało. Oczywiście Chorwaci są to klasowi i doświadczeni zawodnicy, jednak taka łatwa droga do ćwierćfinału może być zgubna.

Będzie to spotkanie na moje oko bardzo, ale to bardzo zacięte. Obie ekipy znają się bardzo dobrze. Dodatkowo trzej Chorwaci Cupić, Musa i Strlek na co dzień grają w Kielcach, trenują ze sobą i dobrze wiedzą jak dany zawodnik lubi grać, jakie ma nawyki. Cupić jest na chwilę obecną najlepszym strzelcem drużyny (31 bramek), dzisiaj naprzeciw spotka Sławka Szmala, który właśnie zna jego ulubione kierunki rzutów ponieważ na treningach broni ich setki. Natomiast pozycją bramkarza jest cięższa do rozczytania, gdyż większość ruchów bramkarz wykonuje intuicyjnie.

Możecie uważać, że doszukuje się jakiś abstrakcyjnych rzeczy. A ja wam powiem, że po prostu w tę drużynę najzwyczajniej w świecie wierzę. Wierzę w to, że charakterem i sercem, którego im nie brakuje będą w stanie nadrobić jakieś braki czy to kadrowe czy umiejętnościowe. Chorwaci to naprawdę mocna drużyna, mają genialnych zawodników na każdej pozycji. Rzekłbym nawet, że jeśli chodzi tylko o sprawy umiejętnościowe to są lepszą drużyną od biało-czerwonych. Natomiast nie zapominajmy o cechach wolicjonalnych, które Ci goście z orzełkiem na piersi mają na naprawdę bardzo wysokim poziomie. A w takich meczach, o taką stawkę dzieją się rzeczy, które nie śnią się nawet filozofom. Biało-czerwoni przyzwyczaili już nas do tego, że lubią dokonywać na boisku rzeczy niemożliwych. Po prostu w nich wierzę!

Sławek Szmal w jednym z wywiadów powiedział, że mamy z Chorwacją wiele rachunków do wyrównania i to jest najwyższy czas, abyśmy to my świętowali. I niech to będzie najlepsza puenta. Nadszedł czas, abyśmy świętowali! 


Paweł.


foto: http://www.przegladsportowy.pl/m/Repozytorium.Podglad.aspx/900/0/przegladsportowy/635578886296050625.jpg

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Chaos i (przede wszystkim) serce!

Kolejny emocjonujący mecz biało-czerwonych, chociaż w sumie dzisiaj to nie było jeszcze tak źle. Kapitalna gra w obronie, niezłomność i jest wygrana! Brawo, brawo, brawo!




Po meczu z Danią pisałem, że na takim poziomie o zwycięstwie decydują detale. Dzisiaj na szczęście te detale zaważyły na naszym sukcesie. Chodzi mi tutaj choćby o grę w bramce, to co dzisiaj wyczyniał Sławek Szmal to przechodzi ludzki pojęcie, zamurował bramkę! Gdzieś około 50 minuty jego procent wybronionych piłek wynosił 41%! Miazga! Również szczęście było dzisiaj po naszej stronie. Było kilka takich piłek, które odbiły się od trzech graczy i padły łupem naszych zawodników. Gol grając 4 na 6, jakaś dobitka po słupku szczęście było dzisiaj z biało-czerwonymi! Nie można zapomnieć także o karnych, dzisiaj Bartek Jurecki na linii siedmiu metrów pokazał klasę. O ile się nie mylę, a nie mylę! To 100% skuteczności!


Osobny akapit należy się Karolowi Bieleckiemu. Jak dla mnie obok „Kasy” zawodnik, któremu najbardziej zawdzięczamy zwycięstwo. W odpowiednim momencie wziął ciężar gry na siebie i paroma bombami z 11 metrów dał nam tlen na początku spotkania. Gdyby wtedy Szwedzi grając w przewadze odskoczyli nam na 3-4 bramki, mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej. Potem trochę przesadził z tymi rzutami, ale ogólnie rzecz ujmując kapitalny mecz Karola!

Co dało nam zwycięstwo? Na moje oko to genialna wręcz obrona i niezłomność! Naprawdę gra obronna naszej drużyny budziła dzisiaj ogromny podziw. Przemieszczanie się, pomoc, komunikacja to wszystko grało dzisiaj idealnie. Warto dodać do tego kilka przechwytów, które wybijały z rytmu Szwedów. Oczywiste jest, że dzięki obronie łatwiej na linii bramkowej grało się Szmalowi. Pozwoliliśmy rzucić Szwedom tylko 20 bramek, co jest ich najgorszym wynikiem w całym turnieju! A w grupie mierzyli się z naprawdę dobrymi rywalami: Francji rzucili 25 bramek, Czechom 36, Islandii 24. Kapitalny mecz w obronie Polaków! Gdyby nie bramki Szwedów z kontrataku po naszych stratach to ich zdobycz mogłaby być jeszcze mniejsza. Nie ma co gdybać, trzeba się cieszyć! Zwycięzców się nie sądzi!

Drugim aspektem o którym wspomniałem jest niezłomność. Chodzi mi tutaj o fakt, że biało-czerwonych z tego zwycięskiego rytmu nie było w stanie nic wybić! Starty, jakieś sędziowskie pomyłki, niewykorzystane klarowne sytuacje. Wszystko to schodziło na drugi plan. Zaraz po nieudanej akcji, był szybki powrót do obrony, głowa do góry! Okrzyki „dawaj, dawaj!” plus jakieś niecenzuralne słówka dla dodania pikanterii. Brawo, brawo, brawo! Tak jak wcześniej pisałem po meczu z Niemcami, co nas nie zabije to nas wzmocni! Było to dzisiaj aż nadto widoczne!

Oczywiście, żeby nie było, że był to mecz perfekcyjny a ja jestem ślepym fanatykiem. Można się przyczepić do paru rzeczy. Mam tutaj na myśli brak prawego rozegrania, dzisiaj graliśmy w piątkę. Gra Andrzeja Rojewskiego w ataku przyprawiała dzisiaj chyba każdego z nas o ogromny ból serca. W obronie wywiązywał się ze swoich obowiązków bardzo dobrze, natomiast w ataku... dramat. Miejmy nadzieję, że nasi lekarze postawią na nogi Lijewskiego.

Denerwujące jest również to jak czasami zawodnicy genialnie bronią całą akcję, gdy już sędziowie zasygnalizują grę pasywną i akcja dobiega końca wtedy tracą jakąś głupią bramkę. Szkoda tej genialnie bronionej akcji, brakuje takiej cierpliwości. No, ale nie może być idealnie. A jak już wcześniej wspominałem zwycięzców się nie sądzi!

Chaos jaki czasami, często panuje w ataku naszej drużyny jest frustrujący. Jednak dzięki temu rywale nigdy nie wiedzą co zagramy i jak ustawić obronę, bo w sumie to sami nie wiemy co zagramy. Chłopaki grają to co mówi im serce, a to, że ich serca do gry są ogromne nie trzeba chyba nikogo przekonywać... Chorwacjo nadchodzimy!

Paweł.

foto: http://static.polskieradio.pl/996e10a5-19f9-473a-b497-4557de961654.file

niedziela, 25 stycznia 2015

Sobotnia sportowa gorączka

Ciekawa sobota za nami. Mogliśmy wczoraj raczyć się sporą dawką sportowych emocji. Ja postanowiłem wybrać trzy, które jakoś najbardziej mnie mówiąc kolokwialnie "dotknęły".





Zacznę patriotycznie od spotkania Polaków. Wracając z pracy do domu zastanawiałem się ile tzw. hejtu wyleje się na biało-czerwonych. I powiem wam, że nie było tak źle. Wiadomo, że trafiły się jakieś perełki, które równały tę porażkę z kompromitacją itd. Jednak ogólnie rzecz ujmując, nie było źle i bardzo mi się to spodobało. Naprawdę na takim poziomie o tym czy się wygra mecz czy nie decydują niuanse. Wczoraj to naszym zawodnikom brakło tego czegoś, trochę szczęścia, braku jakiś głupich strat. Naszym bramkarzom, którzy przyzwyczaili nas do kapitalnej gry również los między słupkami wczoraj nie sprzyjał. Niestety, naszą drużynę dopadło także kilka kontuzji Krzysiek Lijewski, Robert Orzechowski, Piotr Chrapkowski, Mariusz Jurkiewicz to Ci których kontuzje są poważniejsze, bo z jakimiś stłuczeniami czy skręceniami to zmaga się chyba każdy zawodnik, nie tylko Polacy. Nie chce tutaj szukać wymówek, bo przegrana to przegrana. Chodzi mi tylko o to aby tak to zostało i nie wyciągano z tego jakiś daleko idących wniosków.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną, na moje oko bardzo ważną rzecz. Ocenianie i wysnuwanie osądów w trakcie turnieju. Jest to według mnie oznaka braku szacunku dla ocenianej osoby, drużyny i jakiś taki brak wiedzy. Każdy kto zna się na sporcie wie, że jest on strasznie nieobliczalny. Podam wam przykład. Kiedy Antiga został trenerem reprezentacji zewsząd polały się gromy, że jak, że zawodnik, że to, że tamto. Gdy później został mistrzem świata z siatkarzami te same osoby wychwalały Antigę pod niebiosa i wszystkich, którzy go wybrali na to stanowisko. Ich głos był wtedy dla mnie niczym.

Dlatego proszę was, dajmy tym chłopakom szansę. Niech zakończą turniej i wtedy będzie można oceniać. A dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe!

P.S. Najlepszym wyznacznikiem oceny naszej reprezentacji niech będzie reakcja Szwedów na to, że w 1/8 finału MŚ zmierzą się właśnie z biało-czerwony.

* * *

Gdy zobaczyłem wczorajsze wyniki FA Cup to musiałem przez dłuższą chwilę zastanowić się o co tutaj chodzi. Chelsea 2:4 Bradford, Manchester City 0:2 Middlesbrough, Manchesteru United 0:0 Cambridge (piątek) to są te ogromne niespodzianki. Dodając do tego zwycięstwa Leicester nad Tottenhamem, Crystal Palace nad Southampton, Blackburn nad Swansea czy remis Liverpoolu z Boltonem mamy wizję jakiejś czarnej kolejki FA Cup. Na 12 rozegranych spotkań co najmniej połowa, a powiedziałbym nawet 3/4 z nich zakończyła się wynikiem, który zaskoczył wszystkich a najbardziej chyba bukmacherów.
Za zwycięstwo Bradford na Stamford Bridge bukmacherzy płacili około 30 zł, za zwycięstwo Middlesbrough około 12, za remis United z Cambridge około 10. Kursy innych spotkań, które wymieniłem wyżej klarowały się gdzieś w przedziale 6-4 zł.

Można by tutaj zacząć węszyć jakąś większą aferkę, bo gdyby ktoś obstawił choć trzy zdarzenia z tych wszystkich to mógłbym wygrać okrągłą sumkę. Swoją drogą szkoda, że to nie byłem ja. Tylko po co? Doceńmy to czego dokonały te drużyny. Zauważmy w tych wynikach to o czym mówiłem wcześniej, nieprzewidywalność sportu i jego piękno.

* * *




I jeszcze jedna sprawa, mniej sympatyczna. Mieliśmy wczoraj do czynienia z kilkoma beznadziejnymi zachowaniami tzn. Ronaldo nokautujący swojego rywala, Mexes zakładający dźwignię przeciwnikowi, wślizg zawodnika Victorii Pilzno kasujący Ondreja Dudę a to wszystko w przededniu 20 rocznicy wybryku Erica Cantony.

Patrząc na te „wyczyny” zastanawiam się, co nimi kierowało? Kto im odłączył prąd dopływający do mózgu? I naprawdę nie potrafię odnaleźć odpowiedzi. Bądź co bądź strasznie mi się to nie podoba. Coraz więcej w futbolu akcji przeciwko przemocy, przeciwko rasizmowi itd. i jest to bardzo chwalebne! Tylko takimi zachowaniami wszystkie te akcje tracą na swojej mocy. Łatwo jest uśmiechnąć się w spocie reklamowym, powiedzieć nie dla przemocy czy rasizmu i tyle. Jednak za tym powinno iść jeszcze zachowanie na boisku, za słowami powinny iść czyny. 

No i nie chcę się nad tym więcej rozwodzić. Oby mi to było ostatni raz!



Piona!



Paweł.

foto: http://www.przegladsportowy.pl/m/Repozytorium.Podglad.aspx/-680/-382/przegladsportowy/635577206754104889.jpg
foto: http://static.polskieradio.pl/a61a7695-03ce-420e-aaa3-f984fe2652c7.file
foto: http://www.soccerissue.com/wp-content/uploads/2013/01/1534880-67065_bnt_0721.jpg



piątek, 23 stycznia 2015

Na szczęście zostały wspomnienia...

Dzisiaj będzie trochę sentymentalnie. Od jakiejś połowy mojego życia byłem bardzo emocjonalnie związany z częstochowskim AZSem. Jednak dzisiaj oglądając mecz AZS Częstochowa z MKS Banimex Będzin miałem wrażenie, że to przywiązanie gdzieś się ulotniło...





Pamiętam jak dziś, kiedy pierwszy raz miałem przyjemność obejrzeć mecz AZSu. Było to jeszcze w starej hali „Polonia” a AZS występował pod nazwą Galaxia Pamapol Kaffee AZS Częstochowa. Trenerem był Pan Stanisław Gościniak, którego później zmienił na stanowisku Pan Edward Skorek. W składzie grali z tego co pamiętam Winiarski, Szymański, Gołaś, Gierczyński, Panas, Bąkiewicz, Patucha, Ignaczak, Oczko, Szewiński, Dacewicz. I jakoś poczułem, że jest to coś w tej drużynie, coś co sprawiło, że jako dzieciak po zakończeniu jednego spotkania od razu rozpoczynałem odliczanie do następnego. Męczyłem rodziców, żeby wozili mnie na mecze, bo chciałem znowu poczuć to cudowne uczucie, które wtedy gościło w tej drużynie, w tej hali, w tej atmosferze. I było tak przez wiele lat, później byłem nawet jednym z tych chłopaszków, którzy zajmują się obsługą parkietu. Skład się zmieniał, a w tym klubie cały czas było to „coś”. Mimo, że zawodnicy może nie byli z najwyższej półki, to w AZSie odradzali się i grali na swoim najwyższym poziomie. To było piękne i sprawiało, że wszyscy szanowali tę drużynę, kibice kochali, właśnie kibice...

Kibice zapełniający „Polonie” po brzegi sprawiali, że ta hala odlatywała. A co najlepsze często zdarzało się tak, że jakąś połowę trybun co tydzień zajmowały te same osoby. Pokazuje to jaka więź łączyła kiedyś klub z kibicami. Pamiętam jak siedząc na boisku jako chłopiec podający piłki, obserwując trybuny, widziałem te same osoby. Z niektórymi kibicami przeszedłem na „ty”, gdyż co tydzień mieliśmy przyjemność się spotkać, pogadać. Wszyscy byli jedną wielką rodziną.Wokół tego klubu, tej drużyny czuło się jakąś... magię. Było wiele takich spotkań, które były z rodzaju „nie do wygrania”. A dzięki kibicom, hali i atmosferze zawodnikom udawało się je wygrać. Przypomnę tutaj jedno z tych, których nigdy nie zapomnę, mecz z naszpikowaną gwiazdami Iskrą Odnicowo. W hali mogącej pomieścić około trzy tysiące kibiców na tamtym meczu było z sześć. Kibice wchodzili na parkiet, bo nie mogli pomieścić się na przestrzeni dla kibiców. Poziom decybeli przekraczał chyba granice dozwolone na imprezach masowych. Aż się łezka w oku kręci! Przebiegu spotkania i wyniku chyba nie muszę wam przypominać. A po tym jak Marcin Wika zaatakował po bloku a piłka przelobowała Abramova hala „Polonia” odleciała! I takich momentów z tą drużyną można było przeżyć mnóstwo!

A jak ma się sprawa teraz? Jest mi strasznie smutno patrząc na to co dzieje się z AZSem Częstochowa. Na meczach trybuny świecą pustkami, na meczach jest cicho, głucho, ponuro. Relacje na linii klub-kibice strasznie się pogorszyły, a wręcz wydaje mi się, że zanikły. Powód? Jest ich pewnie wiele, jednak chciałbym się skupić na tym co mnie najbardziej denerwuje. Sposób prowadzenia klubu przez władze. Dlaczego z klubu wyganiani są tacy zawodnicy jak Dawid Murek? Ikona polskiej siatkówki. Zawodnik, który swoją charyzmą potrafił czynić cuda. Dla jego osoby setki kibiców przychodziły na mecze. A klub przed sezonem żegna się z nim jak z jakimś odrzutkiem. Nie tak powinno to wyglądać! Nie tak powinno się traktować takich zawodników!

Inna sprawa. Szanuję Michała Bąkiewicza za jego sukcesy, za to jaki miał wkład w polską siatkówkę. Jednak nie przemawia do mnie i nie rozumiem tego co stało się w poprzednim sezonie. Kontuzja pleców, okej, każdemu się zdarza. Jednak nie o to mi chodzi, wybory do europarlamentu w których Bąkiewiczowi lekko mówiąc nie poszło. I nagle powrót, wznawianie kariery. Czemu? Bo na moje oko nie udało się dostać do europarlamentu. Teraz z konieczności został trenerem, i życzę mu jak najlepiej natomiast ta cała sytuacja nie wyglądała dobrze.

Wracając do sposobu prowadzenia drużyny. Naprawdę nie potrafię dostrzec w niej koncepcji, która jest wmawiana przez klub. Młodzi zawodnicy? Młodzi to w tej drużynie może są trzej, czterej gracze. Młodą drużynę to ma Politechnika i jak grają? Spójrzcie na tabele. Wracając do Częstochowy, innym tłumaczeniem było brak zgrania drużyny, no z takim problemem styka się każda drużyna. Brakuje mi jakiejś koncepcji, wizji. Naprawdę jest wielu młodych graczy w Częstochowie, którzy mogliby grać w AZSie i na pewno nie graliby gorzej niż Ci ściągani do AZSu teraz. A chłopaki z Częstochowy grają dla innych klubów i grają naprawdę dobrze. Szkoda.


Reasumując. Smutne jest to co dzieje się z AZSem. Szkoda, ze ta magia, która zawsze towarzyszyła temu klubowi gdzieś się ulotniła. Kibice, którzy zawsze byli wizytówką tego klubu odsunęli się od niego. Naprawdę jest to strasznie smutne. No, ale cóż zrobić. Na szczęście pozostały chociaż wspomnienia... 

Paweł. 

foto: http://archiwum.ksmetro.pl/apc/data/upimage/pipen_puchary_iskra_odincowo_czestochowa_fot._Adrian_Krysiak.jpg 

czwartek, 22 stycznia 2015

Kończ waść... Obieżyświat Odegaard

Odegaard w Realu, Odegaard w United, Odegaard w Bayernie itd., naprawdę nie rozumiem tego całego boom. Na jaką stronę bym nie wszedł to owe nazwisko odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Przesada. 

 



wtorek, 20 stycznia 2015

Obrona, czyli klucz do skutecznego ataku



Oglądając dzisiejsze jakże emocjonujące spotkanie Polaków z Rosjanami postanowiłem zwrócić uwagę na pewien złożony element gry. Chodzi mi dokładnie o relację tego jak obrona wpływa na atak. Wynik moich obserwacji pokaże wam, dlaczego Polacy wygrali to spotkanie.



Mianowicie podczas spotkania skupiłem się na tym jak atak naszej kadry wyglądał po akcji, w której straciliśmy bramkę i po akcji, która została obroniona przez naszą drużynę. W obu wypadkach często mieliśmy do czynienia z atakiem pozycyjnym. A więc kontratak, w którym zawodnik szybko wyszedł sam na sam, nie kwalifikowałem do bramki po skutecznej obronie, tylko była to osobna rubryka po kontrataku. Co do wyniku moich obserwacji to są one następujące. W pierwszej połowie Polacy mieli 11 akcji po skutecznej obronie i skutecznie skończyli 7 ( 63%!). Natomiast akcji, które Polacy rozgrywali po tym jak stracili bramkę było 12 skończonych tylko 4 (33%). W drugiej połowie ataków po udanej obronie było 10 z czego 6 zostało zamienionych na bramki (60%). Podczas gdy akcji po straconej bramce było 13 z czego 8 zakończyło się bramką (61%). W skali całego spotkania, po dobrej obronie, Polacy kończyli ataki z 61% skutecznością natomiast po straconej bramce z 48%. Warto tutaj zwrócić uwagę na dysproporcję w skuteczności ataku po straconej bramce między pierwszą a drugą połową, jest to prawie 30%!

Zatem można wywnioskować, że skuteczna obrona napędza skuteczny atak. Co jest rzeczą naturalną, nawet z punktu psychologicznego. Człowiek jest zadowolony z sukcesu jednej rzeczy, więc do drugiej podchodzi z jeszcze większym entuzjazmem. Prosta logika! Jednak ten mecz Polacy wygrali dzięki temu, że dużo lepiej w drugiej połowie zagrali w ataku po straconej bramce. Tutaj objawia się ich polski charakter! Jak wcześniej wspominałem z 33% podskoczyli na procent 61. Brawo, brawo, brawo!

Chciałbym zwrócić uwagę na kapitalną grę naszych bramkarzy. Współczynnik obron Wyszomirskiego w pewnym momencie pierwszej połowy klarował się w granicach 50%! Co do Sławka Szmala to już brakuje słów, aby opisać to co on dla tej drużyny zrobił. Końcówka meczu i „Kasa” wyciąga wszystko! Miazga! Dobre obrony bramkarzy wpływały na entuzjazm chłopaków w ataku, typowa reakcja łańcuchowa.

Co mnie boli, spotykam gdzieś w otchłani Internetu jakieś artykuły odnośnie „Planu B”, komentatorzy dzisiaj rzucali żeby Biegler reagował itd. Ludzie dajmy spokój! Po co szukać jakiś problemów?! Liczą się zwycięstwa! W jednym z wywiadów Mariusz Jurkiewicz powiedział jasno, że nie ważne jak, ważne żeby na koniec była wygrana. Otóż to! Na czasie, gdy do końca meczu brakowało dziesięciu sekund któryś z zawodników przekazał do innych jasną wiadomość: „Jeśli macie wątpliwość co zrobić z piłką to wyrzućcie ją daleko w trybuny i do obrony”. Jednym głosem, liczą się zwycięstwa.

Więcej wiary, więcej wiary!

Piona!

Paweł

foto: http://static.polskieradio.pl/a47dec12-4fd2-4118-a204-ec3f90f901c8.file

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Bądź mądry i pisz wiersze


Od jakiegoś czasu zadaję sobie pytanie: „Tak mocna czy tak słaba?”, odnosząc je do poziomu naszej rodzimej PlusLigi siatkarzy. Coraz częściej spotykamy się z „niespodziankami” a wczorajsze wyniki przekroczyły chyba najwyższe granice ludzkiego rozsądku. A więc.. 




… prześledziłem sobie wyniki od I do XX kolejki, i znalezienie w każdej kolejce choć jednego spotkania, które na moje oko jawiło się niespodzianką było zadaniem a'la bułka z masłem. No może przy jakiś trzech kolejkach miałem problem i nie byłem w stanie doszukać się zaskoczenia. Co uważam za niespodziankę? Zwycięstwo Politechniki Warszawskiej nad Transferem Bydgoszcz na inaugurację ligi. Następnie w drugiej kolejce gładką wygraną Lotosu z ZAKSĄ 3:0. W trzeciej kolejce beniaminek z Lubina wygrywa na parkiecie w Kędzierzynie-Koźlu. Idźmy dalej. Kolejka czwarta i Częstochowa pokonuje 3:0 Czarnych Radom. Piąta seria gier i w niej Warszawa pokonuje na własnym parkiecie Lubin. Dopiero teraz pojawia się pierwszy problem, szósta kolejka to ta pierwsza z trzech. Dalej, w 7 rundzie gier Effector pokonuje Lubin. W ósmej kolejce nie było żadnego spotkania rozstrzygniętego wynikiem 3:0. 9. kolejka i niesamowity w tym sezonie Lotos przegrywa w Gdańsku z Lubinem 0:3. Dziesiąta kolejka i zwycięstwo 3:0 BBTS-u Bielsko Biała nad MKSem w Będzinie. Następnie Bydgoszcz pokonuje u siebie Jastrzębie 3:1. Kolejka dwunasta jest tą drugą z trzech kolejek. Trzynasta, i urwane punkty Lotosowi przez Politechnikę. W kolejce 14, PGE Skra przegrywa u siebie z Będzinem 1:3. Piętnasta runda gier jest tą trzecią z trzech z problemem wyboru. Kolejka szesnasta i Skra ulega na własnym parkiecie 2:3 Jastrzębskiemu Węglowi. Dalej ZAKSA bardzo gładko 3:0 pokonuje Skrę, po czym w 18. kolejce nie jest w stanie ugrać nawet seta w Rzeszowie. 19. kolejka i ta sama Resovia, która wcześniej zmiotła ZAKSĘ przegrywa w Olsztynie 3:2. I ostatnia dwudziesta kolejka gdzie Częstochowa, która ostatnio wygrała w listopadzie(!) jedzie do Gdańska i wygrywa lekko, gładko i przyjemnie 3:0 z Lotosem.

Pokrótce opisałem Wam sytuację, która obecnie panuje w PlusLidze. Teraz postaram się odpowiedzieć sobie na stawiane od dłuższego czasu pytanie. No to w końcu tak słaba czy tak mocna?

Zacznę od postawienia tezy, więc... Uważam, że PlusLiga jest mocna! Sytuacja, którą wyżej opisałem pokazuje nam, że naprawdę każda drużyna może wygrać z każdą. I jest to moim zdaniem powód do satysfakcji, bo co to by była za liga gdyby wszyscy wiedzieliby kto z kim wygra. Pozwolę sobie na porównanie siatkarskiej PlusLigi do piłkarskiej Premier League, niektórzy posądzą mnie o herezje, ale wybaczcie! Podobnie jak w Premier League często zdarza się, że drużyna z dołu tabeli robi psikusy tym wyżej, choćby ubiegłoroczne wyczyny Crystal Palace pod koniec sezonu, czy tegoroczne pożarcie Czerwonych Diabłów przez Leicester. Skoro Anglicy mogą uważać, że przez takie dość częste niespodziewane wyniki ich liga jest najmocniejsza to my też tak uważajmy!

Innym aspektem są składy poszczególnych drużyn, które naprawdę robią wrażenie. Nie mówię tutaj nawet o tych najlepszych ekipach, tylko o tych z niższego szczebla. No, na upartego można by znaleźć jakieś dwie drużyny słabsze personalnie, ale to tak na upartego. To jest kolejny argument za tym, że liga jest naprawdę mocna. Skoro słabe drużyny są w stanie ściągnąć dobrych zawodników, to samo przez siebie świadczy to o wysokim poziomie rozgrywek. I nie doszukujmy się jakiś drugich stron medalu, że gra tu bo nie chcieli go w innej, lepszej drużynie. Bądź, że gra tu bo gdzie indziej były problemy, itd. Grają w PlusLidze i koniec kropka!

Kolejny przejawem siły PlusLigi są osoby trenerów w niej pracujących. Santilli przejmuje Będzin, Olsztyn sięga po Gardiniego, Jastrzębie ściąga Piazzę, w Bydgoszczy pracuje brązowy medalista MŚ Vital Heynen, w Gdańsku mamy natomiast Anastasiego. Są to nazwiska naprawdę zasłużone w światowej siatkówce. Oczywiście można mówić, że przyszli dla kasy, że nikt ich nie chciał itd. Tylko po co? Są to trenerzy, którzy na pewno z punktu finansowego mieli lepsze oferty. Mogliby równie dobrze poświęcić się rodzinie, bo trochę pieniędzy przez czas pracy już odłożyli. Jednak chcą oni tutaj pracować, widzą potencjał w PlusLidze! To znaczy, że nasza liga jest mocna! Nie zapominajmy również o polskich trenerach, bo wykonują oni naprawdę dobrą pracę zaczynając od Jakuba Bednaruka, przez Roberta Prygla, Sebastiana Świderskiego i innych. Obsada ławek trenerskich to kolejny czynnik świadczący o sile tej ligi.

Warto wspomnieć też o występy naszych drużyn w europejskich pucharach. Skra, Resovia, Jastrzębie bardzo prawdopodobnie w komplecie zameldują się w pucharowej fazie Ligi Mistrzów. Ostatnio ZAKSA rozgromiła wręcz Arkas Izmir (Schmitt, Marshall, Perrin, Tille) w pierwszym meczu 1/4 Pucharu CEV. Oczywiście zdarzą się porażki, jednak to jest wkalkulowane w sport. Ogólnie rzecz ujmując drużyny na arenie międzynarodowej wstydu nie przynoszą, co jest kolejnym uzasadnieniem siły PlusLigi.

Cieszmy się, że mamy taką mocną ligę! Owocuje to sukcesami na arenie międzynarodowej. Daje to okazję do rozwoju wielu młodym zawodnikom, których mamy coraz więcej i nie musimy się bać o przyszłość. Cieszmy się!

Piona!

Paweł.

foto: http://www.siatka24.pl/wp-content/uploads/2014/06/9027_plusliga_logo_2010.jpg

piątek, 16 stycznia 2015

Co nas nie zabije to nas wzmocni!


  
Polacy przegrali swój inauguracyjny mecz z Niemcami 26:29. Jestem zły, bo no.. w pewnym momencie myślałem, że szala przechyliła się na naszą stronę. No, ale patrzmy na to z innej perspektywy.. teraz może być już tylko lepiej!







 Co do samego spotkania to nie był to zły mecz. Polacy rozegrali dobre zawody, brakowało mi tylko więcej gry na skrzydłach, aby obrona niemiecka bardziej się rozszerzyła i podziurawiła. I jeszcze doczepiłbym się do gry obronnej, która nie pomagała naszym bramkarzom. Pozostałe aspekty gry funkcjonowały naprawdę dobrze. Jak to zwykle bywa czasami brakło trochę szczęścia, jakiś słupek zamiast bramki, głupia strata piłki, błąd przy przewadze i mamy przegraną. Jednak to nie koniec MŚ tylko ich początek, także głowa do góry!

Jestem pod ogromnym wrażeniem polskich kibiców. Nie wiem czy jest na świecie miejsce do którego nasi rodacy nie byliby w stanie dojechać aby wspierać naszych reprezentantów. Jakiej dyscypliny bym nie oglądał, a oglądam ich sporo to wszędzie słychać: „Polacy, gramy u siebie!”. To jest naprawdę niesamowite!

Wracając do spotkania, to jest to dla mnie trochę frustrujące. Pokonujesz w eliminacjach drużynę, więc na głupi chłopski rozum eliminujesz ją z danej imprezy. Jakiś czas później ta drużyna nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo skąd dostaje zaproszenie do imprezy. Dalej zostaje dolosowana do Twojej grupy i na deser grasz z nią mecz otwarcia. Super! Jedyne co mi się nasuwa to cytat z jednego z polskich filmów: „ No nie, no po prostu kurwa no nie, Boże czy Ty to widzisz?!” Nic dodać nic ująć.

Nie chce tutaj w żaden sposób umniejszać zwycięstwu Niemców, bo grali lepiej i wygrali. Jestem po prostu zniesmaczony całą tą sytuacją w jakiej dostali się do turnieju. Jak już wcześniej wspominał Krzysiek Lijewski w FIFA coś takiego nie miałoby miejsca bytu. Dokładnie, i za to trzeba szanować UEFĘ, FIFĘ, że nie stara się na siłę wpychać do turniejów kuchennymi drzwiami drużyn, które im leżą. Tylko wręcz przeciwnie. Jeśli przegrałeś awans to przegrałeś! Byłeś słabszy, dziękuję dobranoc.

Kończąc, prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, a po tym jak kończą! Wierzmy w naszych szczypiornistów, bo oni naprawdę dadzą nam jeszcze wiele radości. To nie pierwszy turniej, który zaczynają od przegranej i pewnie nie ostatni. Tak już bywa, że „szczypiorniści” lubią doprowadzać kibiców do białej gorączki, ale zawsze w zamian za to dają im masę radości! Najbliższa dawka radości już w niedzielę!

Piona!

Paweł.

foto: http://t-eska.cdn.smcloud.net/common/m/T/s/mT2083288POY2.jpg/ru-0-r-650,0-n-mT2083288POY2_mistrzostwa_swiata_w_pilce_recznej_mezczyzn_logo.jpg

To jest trener Roku!





Ostatnio mianem trenera roku obwieszczony został Joachim Lowe, we wcześniejszym poście odniosłem się już do tej kwestii. Nie zgadzałem się z tą decyzją, dziś nie zgadzam się jeszcze bardziej! Dlaczego? Już Wam mówię!






Po pierwsze trener a selekcjoner to są dwie różne posady. Jak sama nazwa wskazuje trener trenuje, a selekcjoner selekcjonuje. Trener pracuje z zawodnikami na co dzień, około 10 miesięcy rocznie. Selekcjoner zbiera tych najlepiej wytrenowanych przez trenerów klubowych i z nich selekcjonuje swoją drużynę.

Po drugie, chce zwrócić uwagę na to z jaką inteligencja są kupowani i dobierani zawodnicy do drużyny Atletico. Są prześwietleni pod każdym względem, wydolnościowym, mentalnościowym, społecznościowym, itd. sprawdzeni czy nadają się na bycie jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”, jak Bultelier.  A przede wszystkim nie są zawodnikami rzekłbym zagłaskanymi, którym fakt bycia piłkarskim Bultelierem ubliża. Tacy zawodnicy potrzebni są Simeone. Tacy, którzy oddadzą wszystko drużynie, wyzionął z siebie ducha na boisku. Jeśli trener założy taktykę pressingu, to będą biegać przez 90 minut! Jeśli rozkaże postawić autobus w bramce, to go postawią! Jeśli będą mieli skakać jak kangury to będą skakać! W sumie to też jest kunszt Simeone, że potrafi każdego z zawodników przekonać do swojej wizji.

Co warte podkreślenia. Zawodnicy Ci nie są kupowani do drużyny, bo zagrali dobry mundial, bo są gwiazdami show-biznesu, bo są drodzy, bo są fajni, bo są ładni. Atletico operuje rzekłbym realnymi kwotami. Nie wydają za piłkarza 80 milionów zaciągając na niego cztery kredyty. Tylko racjonalnie i rozsądnie chadzają sobie po rynku. Czasami skuszą się na wypożyczenie obiecującego zawodnika. Simeone woli ściągnąć do swojej 'bandy” zawodnika rozczarowanego poprzednim sezonem czyt. Mandzukić. Woli sprowadzić Torresa, który od paru ładnych lat szuka swojej formy, czy młodego, gniewnego Griezmanna. I to też jest umiejętność warta docenienia u trenera. Nie kupuje sobie gotowych graczy do gry, bierze zawodników z którymi trzeba popracować, którzy są trudni, czasami wręcz sfrustrowani. I daje sobie z nimi znakomicie rade!
Dla potwierdzenia skład jakim Simeone dysponował na finał LM z Realem:





Łączna kwota całej "11" była równa UWAGA! UWAGA! ok. 50 mln euro ( plus 8,8mln zawodnicy wchodzący z ławki). Czyli tyle ile Real zapłacił za.. połowę Ronaldo.

Wyjściowa "11":

Courtouis: wypożyczony 1,2 mln 
Fillipe Luis: 12 mln
Godin: 8 mln
Miranda: transfer bezpłatny 
Juanfran: 4,25 mln
Gabi: 3
Koke: wychowanek
Tiago: transfer bezgotówkowy
Raul Garcia: 13 mln
Diego Costa: 6,5 mln

David Villa: 2,1 mln

Rezerwowi:

Alderweireld: 7 mln
Suarez: 1,8 mln
Adrian: transfer bezgotówkowy



Kolejna sprawą, która budzi podziw do tego trenera jest to jak potrafi odbudować zawodnika. Mam tutaj na myśli chociażby wcześniej wspomnianego Torresa, który pod wodzą wielu trenerów i to nie byle jakich trenerów nie mógł sobie poradzić. To nie był ten Torres z Anfield, który budził postrach w obrońcach. Nie mógł strzelić bramki od ładnych paru spotkań. A teraz? Kilka treningów z Simeone, pewnie setki godzin na rozmowach i proszę. Strzela dwie bramki Realowi! Oczywiście, jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale sam fakt zaistniałej sytuacji sprawia, że zapala się lampeczka. Co ten Simoeone zrobił? Jak on tego dokonał? A no właśnie, trener roku to potrafi.

Potrafi odbudować, ale również zbudować kapitalnych zawodników. Z pod jego ręki wyszli tacy zawodnicy jak choćby Diego Costa, Filipe Luis, Thibout Courtuis i wielu innych. Nie chcę tutaj całej zasługi przelać na Simoene, jednak to on w głównej mierze przyczynił się do rozwoju tych graczy, on dał im szanse, on im zaufał, on stworzył ich w „wielkiej” piłce. To jest kolejna bardzo dobra cecha trenera, Na Moje Oko trenera roku!

I co mi osobiście strasznie się podoba to jego gra przy linii bocznej. On jest jednym z nich, cały czas analizuje co się dzieje, zmienia, krzyczy, skacze. Jedni będą uważać to za cebulactwo a mi się to podoba! Czasami oczywiście przesadza z wykłócaniem się, ale kto nie robi pod wpływem emocji głupich rzeczy? Jest bardzo pewny o umiejętności swojej drużyny i dobrze! Jedzie na Santiago Bernabeu jak po swoje, w pierwszej minucie zdobywa bramkę. Dziękuję! Ma w sobie „ to coś” co wyróżnia go z tłumu.

Nie chcę żeby było to potraktowane jako laurka i bezgraniczny zachwyt nad Simeone, bo jego drużynie również zdarzają się słabsze mecze, każdemu się zdarza. Jednak bez wątpienia "Cholo" jest wybitnym trenerem i powtórzę się po raz któryś, no ale trzeba.. Na Moje Oko trenerem roku!

Piona!

Paweł.


foto: http://static.goal.com/454600/454660_heroa.jpg