sobota, 30 maja 2015

Trzy razy tak! Jest dobrze!

 
Podopieczni trenera Stephana Antigi z wysokiego C rozpoczęli fazę grupową tegorocznej Ligi Światowej, dwukrotnie pokonując Rosję 3:0 i 3:2.
 
Najważniejsze w tym wszystkim jest dla mnie to, że duet trenerski Antiga-Blain w perfekcyjny sposób wywiązują się ze swoich obowiązków. Kadrę opuściło kilku bardzo ważnych zawodników, którzy stanowili o sile tej drużyny nie tylko w aspekcie sportowym, ale także tym wolicjonalnym. Można było się spodziewać, że na początku pchanie tego wózka nie będzie łatwe. A tu proszę! Po pierwsze mistrzowskie wybory personalne. Bieniek? Fenomenalny! Łomacz? Bardzo dobry! Kurek? Dobrze, a będzie lepiej! Po drugie trenerzy cały czas trzymają rękę na pulsie, nie ma paniki w trakcie spotkania, pełen spokój i kontrola. Pełne przekonanie, że założony plan jest dobry i trzeba się go trzymać! Widać i czuć, że nasi trenerzy z niejednego pieca chleb jedli! To oni są reżyserami tego wszystkiego, oni decydują kto, jak, gdzie, ile i kiedy trenuje. To oni wiedzą, kto jest gotowy do gry, kto musi jeszcze potrenować. Liczę na to, że ten trenerski nos nie opuści naszego francuskiego duetu i będzie im towarzyszył przez cały sezon.
 
Dwa słowa również o nowych zawodnikach w kadrze Antigi, mianowicie Bieniek, Łomacz i Kurek. O Mateuszu powiedziano już chyba wszystko, jego nazwisko odmienia się w mediach przez wszystkie przypadki i bardzo dobrze, bo naprawdę gość zasłużył na to! Debiut w kadrze i od razu mecz na takim poziomie, przeciwko Rosjanom. Bardzo dobrze w ataku, przyzwoicie w bloku no i ta zagrywka, będziemy mieli z niego ogromny pożytek! No i na deser statuetka MVP, szacuneczek! Nowakowski, Bieniek, Kłos, Wrona, Możdżonek – ciasno się nam robi na środku.
( Muszę się Wam pochwalić, że parę lat temu miałem przyjemność grać przeciwko Mateuszowi i sprzedać mu parę „berecików”. Były to rozgrywki o  Mistrzostwo Powiatu Częstochowskiego Szkół Gimnazjalnych, tak, tak (śmiech) parę lat temu i już wtedy wszyscy wróżyli mu wielką karierę, nie mylili się! A ja mogę sobie teraz powiedzieć: Paweł, blokowałeś reprezentanta Polski! :D )
Grzegorz Łomacz, powrócił do kadry po bodajże pięciu latach i Na Moje Oko był to powrót bardzo przyzwoity. Można doczepić się do paru zagrań Grześka, ale naprawdę myślę, że był to przyzwoity występ. A na pewno z każdym treningiem będzie coraz lepiej. Pozycja rozgrywającego jest ciężką pozycją, bo w dużym stopniu jest uzależniona od gry innych zawodników. Potrzebne jest zgranie a ono przychodzi z czasem, dlatego dajmy czas Łomaczowi i spółce.
Bartosz Kurek – atakujący. Śmiem twierdzić, że ta pozycja lepiej pasuje do Bartka niż pozycja przyjmującego. Dlatego chętnie sprawdziłbym go na pozycji „bombardiera” przez dłuższy czas, nie tylko w kadrze, ale również w klubie. To co zaprezentował w tych dwóch spotkaniach napawa optymizmem. Oczywiście przydarzają się mu jakieś ataki przed siebie czy niepotrzebne „zaginanie”, ale zgoniłbym to brak zgrania i pewnego rodzaju nieokrzesania na tej pozycji, inne dojście do ataku, inne skrzydło, potrzeba czasu. Natomiast to co na chwilę obecną dla mnie najważniejsze, Na Moje Oko do kadry wrócił odmieniony Bartek Kurek, nie ten sprzed roku, tylko taki, który przemyślał sobie parę spraw, ułożył to wszystko w głowie i widać, że chce dać tej kadrze wszystko co ma. Optymistycznie!
Natomiast moim MVP tego dwumeczu jest Mateusz Mika, nie tak dawno jeszcze anonimowy zawodnik a teraz lider naszej kadry. Do końca życia będę dziękował trenerowi Blainowi, że wystrugał nam takiego grajka! Kapitalne przyjęcie, umiejętność atakowania z piłek szybkich i sytuacyjnych, na podwójnym, potrójnym czy nawet poczwórnym bloku. Do tego bardzo kąśliwa zagrywka oraz zgrabna gra w defensywie! A to wszystko przy 206 cm wzrostu! Zawodnik kompletny! Nie mogę się napatrzeć na jego grę! Lider naszej kadry, gra jak weteran a to dopiero 24 latek. Naprawdę, mamy zawodnika kompletnego, na lata!
Cieszę się również, że ten drugi mecz nie był już taki łatwy. Rosjanie się postawili, była jakaś walka, nerwy. Ten drugie mecz da naszej ekipie dużo więcej niż ten czwartkowy. W trakcie takich spotkań buduje się drużyna. Pięć setów, 18:16 w tie-breaku, pełna sala kibiców, tego nie da się wytrenować, to po prostu trzeba przeżyć, zdobyć doświadczenie i później umieć z niego korzystać! Komuś nie idzie, zmienia go kolega i drużyna nie traci na wartości, a wręcz przeciwnie jeszcze ją podnosi.
Oczywiście nie można popadać w jakiś hurraoptymizm, bo to są pierwsze mecze. Drużyny się zgrywają, są na początku swoich przygotowań, trenerzy wylewają fundamenty pod dalszą budowę. Natomiast w żaden sposób nie można również umniejszać tym dwóm zwycięstwom! Broń Panie Boże! Bo pokazuję one, że na razie zmierza to w dobrym kierunku, że plan obrany przez trenerów jest prawidłowy. Dlatego zachowajmy pewnego rodzaju balans, cieszmy się, ale nie odlatujmy za wysoko!
 
Paweł.
 
foto:  s-trójmiasto.pl, sport.pl, przeglądsportowy.pl

środa, 27 maja 2015

Przyszła kryska na Matyska?

 

To, że w Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA) źle się dzieje wiemy od ładnych paru lat. Przy okazji każdych kolejnych wyborów czy to prezydenckich czy to organizatorów imprez, bardzo dużo mówi się o brudnych interesach, które mają miejsce wewnątrz federacji. Jednak zawsze udawało się wszystko załagodzić i „jakoś to było”, Natomiast dzisiaj coś musiało pójść nie tak, najprawdopodobniej niewłaściwa koperta trafiła pod dane drzwi, bądź ilość banknotów znajdująca się w niej, tym razem nie wystarczyła do uciszenia.
 

 
Tak jak się wam ostatnio chwaliłem, niedawno zacząłem czytać książkę Thomasa Kistnera „FIFA. MAFIA. Brudne interesy w świecie futbolu”. Książkę, która w bardzo dokładny i rzetelny sposób opisuje jak funkcjonuje FIFA, jakie praktyki są w niej stosowane. Uwierzcie mi, czasami odnosi się wrażenie, że rzeczy są tak dokładnie opisane, że aż niemożliwe jest dotarcie do takich informacji. Zadawałem sobie pytanie: „Dlaczego różnego rodzaju służby nadzorujące, policja nie miały dostępu do tego, do czego udało się dostać niemieckiemu dziennikarzowi?” Szybko znalazłem odpowiedź: „bo nie chciały” Dlaczego? Sami doskonale wiecie. J
To co obecnie dzieje się na naszych oczach powinno mieć miejsce jakieś 40 lat temu, albo i dalej kiedy to właśnie ta cała mafijna spirala zaczynała się napędzać. Kiedy szefem federacji był anglik Sir Stanley Rous, człowiek starej, angielskiej szkoły, organizator Olimpiady w Londynie w 1948r, za co został pasowany na rycerza. Mniejsza z tym. Od 1961r., stał za sterami FIFA i według opinii wielu osób spisywał się dobrze, jednak odrzucał wszystko co nie zgadzało się z jego wartościami. Właśnie, wartościami, które przeszkadzały w robieniu przekrętów! Rousowi udało utrzymać się do roku 1974r, wtedy to właśnie Pan Horst Dassler, syn Adolfa Dasslera założyciela firmy Adidas, postanowił zamieszać troszkę w światowej piłce. Horst Dassler słynął z bezwzględnych zagrań jak np. nałożenie na każdą parę butów marki Puma, która płynęła z Meksyku opłatę celną, w wysokości 10 dolarów. Natomiast jego produkty przechodziły przez granice bezproblemowo! A co ciekawe, właścicielem firmy Puma był jego kuzyn Armin Dassler, panowie lekko mówiąc nie przepadali za sobą. Skąd Dassler miał taką moc? $$$ i wszystko jasne.
Z każdym kolejnym udanym przekrętem Horst Dassler napędzał się, chciał więcej i więcej! Tak powstał zespół zwany - sportowym CIA, była to grupa lobbystów, która podzieliła między sobą opiekę nad działaczami sportowymi na całym świecie oraz wcielali do różnych związków swoich dodatkowych agentów. Dasslerowi marzyła się pełnia władzy! Jednym z klientów CIA był Joao Havelange, który chciał zrzucić ze stołka Sir Stanleya Rousa. Havelange miał reputację skorumpowanego. Krajowy związek, którym rządził doprowadził do ruiny, a potwierdzeniem tego był pomysł…odebrania mu w Brazylii prawa obywatelskich.
I taka oto osoba, dzięki wpływom Dasslera i swojej skorumpowanej wizji objęła stanowiska prezydenta FIFA! Ta damm! Witamy w FIFA! A w jaki sposób?

 

Podczas wyborów w hotelu Steingenberger, krótko przed rozpoczęciem MŚ, Havelange przyjął pomoc od Horsta Dasslera. Ponieważ Adidas zaopatrywał wiele afrykańskich krajów, działacze byli od Dasslera uzależnieni. W ostatniej chwili przed wyborami koperty z pieniędzmi powędrowały do hotelowych apartamentów wybranych delegatów. Małe, brązowe koperty były przekazywane w takich duchu wzajemnego zrozumienia, jakby motto całej operacji brzmiało: jeśli to za mało, tylko powiedzcie.

 
I tak Na Moje Oko był to początek, końca FIFA. Havelange był marionetką, skorumpowaną marionetką w rękach owładniętego pożądaniem władzy Horsta Dasslera, który dorobił się astronomicznej ilości milionów właśnie na kontraktach marketingowych z FIFA. Przypadek? Nie sądzę. Również on nauczył obecnego prezydenta Seppa Blattera, tego jak poruszać się w tym „wyjątkowym” biznesie.
Havelange rządził od 1974 do 1998r, jego prawą ręką był właśnie Blatter, który od 1981r do 1998 pełnił funkcję sekretarza generalnego, następnie przejął władzę i panuje do dziś, tak Na Moje Oko nie planuje wypuścić tego stołka, trzyma się go rękami i nogami.
To co przez te lata wyprawiało się w FIFA jest czymś nieprawdopodobnym, czytając książkę, czasami aż bierze dziw jak takie przekręty mogły przejść na porządku dziennym bez żadnych konsekwencji?! Znikające dokumenty, fikcyjne firmy w różnych dziwnych państwach o których nigdy wcześniej nie słyszałem, służące do prania brudnych pieniędzy, sprzedawanie praw telewizyjnych za jednego dolara, gdy obok na stole leżała wielomilionowa oferta. To w tej federacji codzienność!
Długie staże na stanowisku prezesa? Nic dziwnego, jeśli ma się w rękach tak kolosalne kwoty, którymi można „przekonywać” do swojej kandydatury. A najśmieszniejsze w procesie wyboru jest fakt, że każdy członek FIFA posiada jeden głos. Czyli powiedzmy Niemcy, Brazylia, Argentyna mają takie same prawa jak Wyspy Zielonego Przylądka czy jakieś inne anonimowe federacje piłkarskie. Blatter obiecujący w swoim programie wyborczym 250 tysięcy dolarów każdemu członkowi FIFA załatwia sobie z urzędu parędziesiąt głosów, gdyż te pieniądze stanowią 90% budżetu danych związków. Czują się one uzależnione od pieniędzy, którymi dysponuje Blatter, dlatego grzecznie udają, że nic nie widzą i nic się nie dzieje.
Natomiast zastanawiające jest to, gdzie w tym wszystkim była Europa? Miejsce gdzie piłka jest bardzo popularna, gdzie pieniędzy jest tyle, że te pieniądze od Blattera nie są federacją potrzebne. Dlaczego za to całe towarzystwo musiały się wziąć służby z USA? Nie zdziwiłbym się gdyby służby nadzorujące FIFA również były przez Blattera „przekonane” do jego czystej gry.
FIFA – Międzynarodowa Federacji Piłki Nożnej, piłki nożnej czyli dyscypliny sportowej, natomiast tego sportu w tej federacji jest tylko co kot napłakał. Pieniądze, pieniądze, pieniądze. A gdzie w tym wszystkim jest sport? Gdzie w tym wszystkim są kibice? Zasady fair play? Które tak bardzo są przez federacje lobbowane. Na Moje Oko to całe towarzystwo to złodzieje w białych rękawiczkach, których zjadła pycha. Im więcej im się udawało, tym większe przekręty zaczęli robić. Aż w końcu miarka się przebrała i balonik pękł.
Rozpisałem się dzisiaj, już kończę. FIFA wszystkiemu zaprzecza? Nic dziwnego! FIFA jest ofiarą? Tak, tak. Wszyscy Wam współczujemy!
 
 
 
Panowie... Czas zwijać manatki! Kończ waść, wstydu oszczędź!
 
Paweł.
 

czwartek, 21 maja 2015

"Tęskno mi, Panie..."


Steven Gerrad odchodzi, Xavi odchodzi… Tak sobie myślę, że wraz z odejściem kolejnych graczy tego pokroju, umiera właśnie pewna generacja zawodników, którzy w swojej karierze kierują się sercem, przywiązaniem do klubu a nie tylko ilością zer w kontrakcie. Będzie melancholijnie.
 

Sportem interesuję się od ładnych paru lat i zawsze ogromnie szanowałem zawodników, którzy swój klub traktowali nie tylko jak bankomat, ale również jako dom, jako wyjątkowe miejsce. A niestety z biegiem lat takich zawodników jest coraz mniej, a wręcz nie ma ich w ogóle. Na szczęście w swoim życiu udało mi się jeszcze załapać na kilku graczy, przez duże G. I w związku z tym chciałbym się tymi wspomnieniami z Wami podzielić.
 
***
 
 
Zacznę od bramkarzy. Rogerio Ceni i Iker Casillas, obaj związani z jednym klubem przez całą karierę. Ceni od 1990 roku związany jest z Sau Paulo FC, wielokrotnym mistrzem Brazylii. Szybko można obliczyć… 25 lat, 25 lat w jednym klubie. Dodatkowo Ceni oprócz umiejętności bramkarskich posiada również zdolności strzeleckie, gdyż jest rekordzistą pod względem… zdobytych bramek, których ma na koncie ponad 120. I to nie wszystko, Ceni jest również rekordzistą pod względem występów, których zaliczył ponad 1130 oraz wygranych spotkań z jedną drużyną około 600. Klasa.
Iker Casillas, czy to w najwyższej formie czy nie, zawsze uwielbiany i kojarzony z Realem Madryt. Związany z klubem również od 1990 roku, zdobył z nim wszystko co się dało. Nie zdobył żadnego gola dla swojej drużyny, ale na pewno zawsze będzie gościł w sercach fanów piłki nożnej. Oby pograł jeszcze parę lat i podtrzymał ten ginący gatunek.  
 
***
 
 
Obrona. Tutaj na zawsze w mojej pamięci gościć będą na pewno Javier Zanetti, Jamie Carragher i Paolo Maldini. Zanetti grając w Interze Mediolan stał się żywą legendą tego klubu, pobił masę rekordów i złotymi zgłoskami zapisał się w historii klubu. Nic nie było go w stanie zatrzymać, nawet zerwanie ścięgna Achillesa w wieku 40 lat. Co ciekawe, od 1999 roku do 2011 nie został ukarany czerwoną kartką! Obrońca grający ponad 1100 spotkań nie został przez 12 lat ukarany czerwoną kartką. Klasa na boisku, klasa poza nim.
Jamie Carragher – forteca Liverpoolu. Całą karierę spędził w "The Reds", gdzie w trakcie 17 sezonów rozegrał 737 oficjalnych spotkań. Ciekawostką może być fakt, że swój debiut w barwach Liverpoolu w roku 1996, okrasił golem. Z takim wejściem nie pozostało nic innego jak zostać legendą klubu.

Paolo Maldini i chyba nic nie trzeba dodawać. Ponad 1000 spotkań na światowych boiskach, z czego ponad 980 w pierwszym składzie! I choć nie jestem fanem Rossoneri, to tego zawodnika akurat zawsze szanowałem, bo chyba nie wypada inaczej.

***
 
Pomoc, to oczywiście Gerrard, Xavi, oraz dwa „Czerwone Diabły” Giggs i Scholes. Steven Gerrard całą karierę spędził w drużynie z Anfield Road, stał się jej talizmanem. I zawsze jak słyszałem Liverpool myślałem Gerrard i na odwrót Gerrard = Liverpool. Zdobywca Ligi Mistrzów z pamiętnego finału w 2005r., oprócz tego ma na koncie wiele innych tytułów, jednak nigdy nie udało mu się zdobyć mistrzostwa Anglii. Co nie zmienia faktu, że jest fenomenalnym zawodnikiem, którego na pewno będzie brakować fanom piłki nożnej.
Xavi, cała kariera w Barcelonie. Rozegrał dla niej 764 spotkania. Zdobył 28 trofeów, co jest rekordem w hiszpańskiej piłce, a to jeszcze nie wszystko, bo do końca tego sezonu ma szansę na dwa kolejne tytuły. Wirtuoz. Dyrygent barcelońskiej maszyny przez wiele lat. Napotkałem się gdzieś na bardzo ciekawy opis Xaviego, że jego drużyna zawsze grała tak jak on chciał, ale to, że przeciwnik grał tak jak on chciał to już był przejaw jego kunsztu. Nic dodać, nic ująć.
Giggs i Scholes. Dwaj gracze ze sławnego Pokolenia 92’, dzieci Fergusona. Typowi goście od czarnej roboty. Zawodnicy, którzy dla ManU byli w stanie zrobić wszystko. Wielokrotni zdobywcy różnych tytułów, rekordów itd. Co ciekawe o Pokoleniu 92’ powstał nawet film, co pokazuje skalę ich osiągnięć. Dodatkowo o ich zasługach, pozycji w sercach władz klubu, świadczy fakt, że pod koniec poprzedniego sezonu obaj prowadzili drużynę ManU. Giggs jako trener, a jego asystentem był właśnie Paul Scholes. Klasa, klasa, klasa. Bez nich Manchester United to Na Moje Oko już nie ta sama drużyna.
 
***
 

Atak, tutaj bezsprzecznie i jednogłośnie… Francesco Totti. Od początku swojej kariery związany z AS Romą, w której zadebiutował w wieku 16 lat. Wieloletni kapitan i żywa ikona klubu. Zdobywca Złotego Buta i najstarszy strzelec bramki w Lidze Mistrzów (38 lat i 59 dni). Człowiek wino, im starszy tym lepszy.
Pewnie jest jeszcze wielu innych zawodników, którzy swoją postawą dawali podobny przykład. Natomiast Ci przedstawieni wyżej, są to zawodnicy, których miałem niewątpliwą przyjemność obejrzeć, których miałem okazję zapamiętać. Z czego się niezmiernie cieszę i będę o tym opowiadał swoim wnukom, że kiedyś byli tacy zawodnicy. Zawodnicy, którzy mimo lepszych ofert, mimo problemów potrafili postawić klubu, kibiców ponad pieniądz. Zawodnicy, którzy wiedzieli, że pieniądze to nie wszystko, że 50 czy 100 tysięcy funtów nie da im tego co daje im poczucie przynależności. Zawodnicy, którzy wiedzieli, że i tak w swojej karierze zarabiają takie pieniądze, że stać ich na wszystko! I trzy kolejne pokolenia będzie na wszystko stać. Nie byli jak łapczywe hieny, którym ciągle jest mało i mało, z $$$ w oczach. No właśnie byli…
 
Oczywiście rozumiem, że gra w piłkę to dla piłkarzy praca i chcą za nią otrzymywać jak największe wynagrodzenie. Tylko czy jest to jedyna wartość jaką trzeba się kierować? Sięgając gdzieś w pamięć, przypominam sobie czasy kiedy pieniądze w piłce były mniejsze i ten cały światek był normalniejszy. A teraz? Kwoty jakie zarabiają w obecnych czasach piłkarze są niewyobrażalne! I tak Na Moje Oko właśnie pieniądz niszczy młodych piłkarzy. Zawracający w głowach agenci, kontrakty reklamowe, auta, panienki itd. Itd. Coraz częstsze są afery kontraktowe właśnie z tymi młodymi, ostatnio na czasie afera ze Sterlingiem, bo zamiast 250 tysięcy funtów tygodniowo chce zarabiać 300. No ludzie! Opanujcie się! Gdzie w tym wszystkim jest sama piłka? Sport? Klub? Kibice?
 
„Tęskno mi, Panie…”
 
Paweł.
 

sobota, 16 maja 2015

Jankes: Niech piękno sportu zawsze wygrywa!


Prezenter radiowy, prezenter telewizyjny, konferansjer, człowiek instytucja. Ogromny fan sportu i co najważniejsze fantastyczny człowiek. Panie i Panowie, Ladies and Gentelmen przed wami Krzysztof "Jankes" Jankowski.



Kłaniam się Krzysztofie.
(śmiech) Witam!
Oglądałeś walkę Mayweather-Pacquiao?
No właśnie niestety nie, bardzo nad tym ubolewałem. Choć była taka wersja wydarzeń, że uda mi się ją obejrzeć, bo mieli walczyć jakoś o 5, prawda?
Tak, tak. Mieli zacząć o 5, ale zaczęli trochę później, bo około 6.
No właśnie. Ja natomiast byłem na weselu.
Swoim?
Nie, nie (śmiech). I tak jak mówiłem, było jakieś światło w tunelu, że uda mi się obejrzeć tę walkę, ale niestety wróciłem do domu o 2 rano i poszedłem spać. Dzień wcześniej mój organizm się po prostu ze mną pokłócił i czułem się strasznie źle. Wesele zakończyłem symboliczną lampką szampana.
A co byś zrobił gdybyś tak jak Mayweather za wykonaną pracę otrzymał około 180 milionów dolarów?
Hmmm… No chyba bym zwariował, nie mam zielonego pojęcia. Na początku na pewno zrobiłbym jakąś hiper, super, turbo imprezę. Naprawdę, to jest jakieś nie do pojęcia co można z taką ilością pieniędzy zrobić. Mam nadzieję, że moja głowa by nie zwariowała. A z takich materialnych rzeczy to kupiłbym sobie jakieś fajne mieszkanie, zainwestował…
To ja Ci doradzę, może wspomógłbyś swoją Stal Gorzów, która nie zaliczy początku obecnego sezonu do udanych…
Aaaaaaaaa… Ale z pieniędzmi jest podobno spoko, jest sponsor tylko na razie wyników brak. No, ale co? Pijesz do tego ostatniego miejsca? No tak się składa, że ten początek nie idzie po myśli mojego klubu. Taki jest sport i porażki są w tę zabawę wkalkulowane, ale dla mnie ta porażka z Grudziądzem jest nie do przyjęcia. Pierwszy mecz w Tarnowie i porażka, ok. Ten ostatni mecz u siebie z Lesznem, też mi jest ciężko zrozumieć, ale zbudowali tam niezły Dream Team, który może zdominować ligę, dlatego w ostateczności mogę to przyjąć. Nieciekawie wygląda ten początek sezonu, ale trzymajmy się wersji, że był to wypadek przy pracy. Liczę na to, że w kolejnych spotkaniach pokażemy swój gorzowski pazur i zaczniemy w końcu jechać na miarę swoich możliwości.
Budujące jest to, że na różnych forach widzę, że kibice podobnie jak ja wierzą w chłopaków. Wierzą w to, że w końcu nadejdzie nasz czas. Oby jak najszybciej.
A ubiegłoroczne złoto Cię zaskoczyło?
No tak! Tyle lat czekaliśmy na złoto. Jeździłem na mecze, jedno wielkie szaleństwo. Mecz w niedzielę, ja w poniedziałek rano muszę być w Warszawie, na ale czego się nie robi dla żużla. Na szczęście mamy teraz piękne połączenie, bo ze stadionu od razu na autostradę i śmigam. Mój rekord to coś w granicach trzech godzin.
Byłem, widziałem, skakałem, zjawisko nieprawdopodobne. Polecam każdemu, nawet tym którzy nie interesują się żużlem. Kapitalna sprawa.
A jak ocenisz naszą PGE Ekstraligę? Jacyś faworyci? Oczywiście oprócz Stali.
W pierwszej trójcę widzę oczywiście Nas, Zieloną Górę, a to dlatego, że to co się dzieje w całym województwie w związku z derbami jest czymś niesamowitym. Dlatego też tak kocham sport, bo pojawiają się tam emocje, jestem uzależniony od tego uczucia. No i oczywiście wcześniej wspomniana przeze mnie Unia Leszno. Liczę na walkę, na wyrównane spotkania, no i obronę złota przez Stal.
Jak skomentujesz ten polski kabaret, który miał miejsce w Warszawie, podczas GP Polski?
Po pierwsze, kilka dni ubolewałem, że nie mogę być na tym wydarzeniu. Zaraz po tym jak pojawiła się informacja o tym wydarzeniu, wpisałem sobie do kalendarza na czerwono: "Jestem, emocje, przyjaciele, walczymy!". Natomiast jak to w życiu bywa, musiałem działać w pracy z kamerą.
A co do samego turnieju, to jest to po mojemu jedna wielka siara na osiem tysięcy kilometrów. Niestety, przez jakiś czas będzie się to ciągnąć za nami. Wiemy, że za ten cyrk w dużej odpowiada " Made in Danemark", ale no było to u nas. Niestety jakaś łatka się przyklei.
Nawet ostatnio, odpalam YouTube a tam piękne nasze GP i zawodnicy startujący na zielone światło. Tyle lat chodzę, patrzę, oglądam i nigdy nie widziałem, żeby zawodnicy startowali bez taśmy. Kabaret.
Zgadza się, a smutne jest w tym też to, że był to turniej pożegnalny Tomasza Golloba, który Na Moje Oko zasługiwał na godne i pełne szacunku pożegnanie.
No dokładnie. Szkoda, ale też nie możemy dziwić się ludziom, którzy zjeżdżają się z całej Polski. Moi przyjaciele, przyjechali ze Śląska i po tym co ich spotkało byli okropnie źli. Nie dość, że nie dostali speedway'a to do tego byli przemarznięci, wkurzeni, zmęczeni. I tak jak to podsumowała na jednym z portali społecznościowych Justyna Kowalczyk, że rozumie wszystko, ale kibice nie docenili Tomka.
No tak, ale też trzeba zrozumieć kibiców. Poziom frustracji sięgnął u wielu osób zenitu.
No właśnie, ludzie mieli powód do tego żeby poczuć się oszukanymi. Oby więcej do takich sytuacji nie dochodziło, bo to naprawdę jest siara. Z tego co wiem, to kontrakt podpisany jest bodajże na trzy lata?
Dokładnie tak! 
No i jestem ciekaw jak to będzie wyglądać w kolejnej odsłonie. Czy to będzie siara part 2, czy w końcu będzie to wszystko miało ręce i nogi.
Widziałem na Twoim FanPage na Facebooku zdjęcie złotych kadetów, czyli mogę rozumieć, że siatkówka również nie jest Ci obca.
No tak jak powiedziałem wcześniej, jestem przede wszystkim fanem sportu, fanem emocji, które pojawiają się w moim organiźmie kiedy oglądam i dopinguję naszych sportowców. Chłopacy, którzy ostatnio zostali Mistrzami Europy zasługiwali na gratulację. Brakowało mi trochę nagłośnienia tego sukcesu w mediach, stąd moje gratulacje. Wiem, że mam sporo młodych odbiorców i to była też okazja do tego, żeby im o tym ogromnym sukcesie powiedzieć. Uwielbiam ekscytować się sportem, uwielbiam emocje z tym związane, adrenalinka! No.
Tak Cię słucham Drogi Jankesie i Ty naprawdę jesteś zakręcony na punkcie sportu. Jest Cię sporo w mediach, natomiast w połączeniu właśnie ze sportem, no nie spotkałem się jeszcze.
No teraz rozmawiamy (śmiech). Można mnie poznać z tej mojej innej strony. Radio radiem, później niedaleko pada telewizja. Natomiast w wolnych chwilach sporo czasu poświęcam...
Sportowi?
Sportu?... Dużo czasu poświęcam na emocje sportowe, które są wywoływane przez naszych cudownych sportowców. Czy to jest Aga Radwańska, czy to są siatkarze, uwielbiam piłkarzy ręcznych.
Będzie później (śmiech).
A no to nie rozgaduję się, przepraszam (śmiech).
Wróćmy do siatkówki, zaskoczył Cię złoty medal naszych siatkarzy w Mistrzostwach Świata?
Trochę tak. Nikt przed Mistrzostwami nie brał chyba tego na serio, że możemy wygrać. Pokonać tych wszystkich wielkich. Natomiast wierzyłem i trzymałem kciuku! Niestety nie miałem okazji uczestniczyć w żadnym ze spotkań, mój czas jakoś tak mi płatał figle, że nie dałem rady. Mój przyjaciel często mnie zapraszał, załatwił mi nawet bilet na mecz finałowy. Jednak ja nie mogłem, ale bilet się nie zmarnował i skorzystał na tym mój przyszły teść. Był przeszczęśliwy.
Trzeba wkupywać się w łaski teścia!
Otóż to (śmiech). Moja miejscówka nie została zmarnowana, pięknie kibicował. Tylko szkoda, że znowu cała impreza została w pewien sposób porysana przez tę aferę z łapówkami. Czekam na imprezę, która w końcu okaże się pełnym sukcesem sportowym jak i organizacyjnym, bez afer.
Wilfredo Leon w kadrze Polski, co Ty na to?
Ciężki temat, bo wiesz, chciałbym żeby nasza kadra była złożona tylko z naszych chłopaków. Jednak mówiąc szczerze, nie zamykałbym się na takie sytuacje. Oczywiście trzeba mieć w tym wszystkim rozum i zdrowy rozsądek, bez przeginania pały. Żeby ta nasza zdolna młodzież nie uprawiała frustracji, trzeba to jakoś mądrze poukładać. Wierzę w ludzi i liczę na to, że osoby, które tam gdzieś siedzą na wysokich stołkach jednak rozsądnie podejdą do tego tematu.
Z pomarańczowego parkietu przenieśmy się na zielone boisko piłkarskie. Widziałem zdjęcie z meczu naszej kadry w Irlandii. Jak ocenisz grę? Widowisko? Ja nigdy jeszcze nie miałem okazji być na takim meczu, czego bardzo żałuję, dlatego pytam.
Żałuj za grzechy chłopcze! (śmiech). A wracając do samego spotkania, dużo lepiej się je oglądało na żywo niż w telewizji. Emocje, tutaj jakaś flaga leci, tutaj fajerwerki, tutaj fotki. Dlatego tych gorszych fragmentów drugiej połowy na szczęście nie widziałem, bo po prostu uczestniczyłem w dopingu. A poza tym to było jedno wielkie szaleństwo, dzień wcześniej o 22 skończyłem jeden z odcinków „Celebrity Splash” w telewizji Polsat. Program był realizowany w Poznaniu i stamtąd późną nocą musiałem przetransportować się do Warszawy, poszedłem spać na 3-4 godzinki. Rano szybko samochodem na lotnisko i cała naprzód do Dublina. Tak naprawdę, cała zabawa zaczęła się już w samolocie, gdzie wszyscy śpiewali, nakręcali się na spotkanie. Cudownie. Dla takich chwil warto się poświęcać, uwierz mi, coś nieprawdopodobnego.
W ogóle Dublin to jest takie trochę polskie miasto, wszyscy byli pomalowani na biało-czerwono, nie było żadnych „spin”. Dlatego tym bardziej byłem pozytywnie nakręcony na ten cały spektakl. Brakło tylko wyniku i jakości tej piłki.
Widzę, że mógłbym się jeszcze wiele dowiedzieć na temat tego wyjazdu. Natomiast kluczowe pytanie Jankes. Awansujemy na ME?
Trzymam się wersji, że tak. Nie wyobrażam, sobie innej sytuacji. Byłem na meczu z Niemcami na Narodowym, chłopaki wykonali na boisku kawał dobrej roboty. A ja w tym szale emocji zapomniałem o swoim gardle, które później przez trzy dni wracało do siebie. A tu przecież trzeba było zrobić program. Uwierz mi, że jak ogląda się taki mecz na takim cudownym stadionie, to nie da się razem z chłopakami nie odfrunąć. Oni napędzają kibiców, kibice napędzają ich. Czujesz się częścią tego wydarzenia. Kapitalna sprawa.
Mamy cudowny Stadion Narodowy, na którym podobnie jak na Camp Nou z każdego miejsca na trybunie czujesz murawę, czujesz spotkanie. Wygrać z Niemcami w Polsce, był to historyczny wynik, historyczny mecz, oby jak najwięcej takich spotkań w wykonaniu Orłów trenera Nawałki.
Wspomniałeś o Camp Nou, to powiedz mi kto zdobędzie tytuł mistrza Hiszpanii w tym roku?
Ja zawsze trzymam kciuki za Barcelonę, taki trochę Barcenolowaty jestem. To pewnie trochę przez to, że uwielbiam Barcelonę również jako miasto. Styl gry FC Barcelonu jakoś bardziej mi odpowiada, ta gra jest bliższa mojemu sercu. Również w odwiecznej rywalizacji Messi vs. Ronaldo bliżej mi do Argentyńczyka, stąd liczę na mistrzostwa dla Barcy.
A Liga Mistrzów? Barcelona czy może ktoś inny?
Kurczę, może być ciężko według mnie. Boję się trochę tego półfinału z Bayernem, oni są naprawdę bardzo silną drużyną. Dość wyrównana jest ta trójka Barcelona, Bayern, Real.
A Juventus?
Ooo! To by była dopiero niespodzianka. Trzymam kciuki za Barcelonę, liczę na trio MNS, które wsparte resztą kapeli zdobędzie tytuł.  
A na naszym polskim podwórku. Kto założy koronę, Lech czy Legia?
Mamy wielu słuchaczy z całej Polski, którzy dzwonią, piszą, piszczą. Jak za dużo wpuszczę na antenie słuchacza z Poznania, to później moi kumple z Warszawy fani Legii są na mnie źli. Również na kultowym miejscu w Warszawie, czyli przy straganach na Hali Mirowskiej, jak za dużo fanów Lecha puszczę na antenie to sprzedają mi pomidory gorszej jakości. "Temu Panu nie sprzedajemy!" (śmiech) Oczywiście, wszystko z uśmiechem. Wszystko jest wyrównane, Legia zdobyła Puchar Polski, liga może dla Lecha? Byłoby sprawiedliwie, takie 1:1. Czemu nie.
To jest fenomenalna sprawa, ten Puchar Polski. Pierwszy raz jak sięgam pamięciom został on rozegrany w tak przyjaznej atmosferze, bez bójek, bez wyrywania krzesełek.
Jak mówił klasyk: Można? Można! To jest fajne! Widziałem, przejeżdżając pod stadionem jak Policja trenowała, jakieś manewry.
Dobrze, że tylko trenowali.
Tak, tak. Ta bomba gdzieś tykała, zaraz się coś wydarzy. Kluby lekko nie przepadające za sobą, jednak wyszło to bardzo dobrze. Cieszę się niezmiernie z tego faktu, oby to był taki pierwszy krok ku tworzeniu takich widowisk w naszym kraju.
Wcześniej wspominałeś o piłce ręcznej, to teraz Cię o nią podpytam. W trakcie MŚ w Katarze szalałeś na FB.
Strasznie podziwiam tych chłopaków, to jest piekielnie ciężki sport. Trzeba włożyć w to mnóstwo mocy, emocji. Dodając do tego sprawy bardziej taktyczne, jest to mega ciężkie. Dlatego bardzo ich szanuję, mega podoba mi się ten sport. Na jednym meczu byłem nawet w Wiedniu.
Jankes, to Ty niezły kawałek świata zwiedziłeś za sportowcami.
(śmiech). Z tym Wiedniem to Ci mogę niezłą historię sprzedać. Razem z chłopakami pojechaliśmy na ten mecz i nie każdy z nas miał bilet. I tak kombinowaliśmy, tak cudowaliśmy, że udało się nam wejść wszystkim. Tu ktoś wszedł, podał przedarty bilet, cuda wianki. Później jak już przebyliśmy pierwszą przeszkodę, grzecznie usiedliśmy, na szczęście byliśmy szczupli więc nie było problemu siąść we dwóch na jednym miejscu.
Pamiętam graliśmy wtedy z Chorwatami i przegraliśmy bardzo ważny pojedynek. Jaki ja byłem zdruzgotany, jeszcze jakiś Chorwat siedział obok mnie i bardzo niefajnie się zachowywał, tak już zbyt ostentacyjnie się cieszył. No i musieliśmy zwrócić mu uwagę, żeby się opanował, jeśli nie chce zadzierać z Polakami. Emocje jakie towarzyszą człowiekowi oglądając mecz w TV a oglądając mecz na żywo są nieporównywalne.
Aczkolwiek! Ostatnie Mistrzostwa Świata łooo... coś wspaniałego. Uwielbiam te emocje. Przez to sąsiedzi mnie mniej uwielbiają, ale obiecuję się nie zmieniać (śmiech).
Pozostając w klimacie piłki ręcznej, Vive Tauron Kielce będzie pod koniec maja walczyć o tytuł najlepszej drużyny Europy, jak oceniasz szansę naszej ekipy?
Spotkają się tam naprawdę fenomenalne cztery drużyny. Liczę na drużynę Vive, bo chłopaki grają naprawdę dobrze przez cały sezon. Nie oszukujmy, w tej drużynie grają jedni z lepszych piłkarzy ręcznych na świecie. Także możemy od nich wymagać dobrego wyniku.
Taka trochę Polska Barcelona.
Dokładnie, a w następnym sezonie będzie grał tam Kamil Syprzak.
No to już masz plan na przyszły rok. Jedziesz do Barcelony, zwiedzasz miasto, idziesz na meczyk na Camp Nou, potem zahaczasz o jakieś spotkanie piłki ręcznej z Syprzakiem w roli głównej.
Przybiję pione! Powiem Ci, że byłem na lotnisku przywitać naszych Orłów, tak od strony dziennikarskiej. Później było spotkanie z dziennikarzami i co się okazało? Że Panowie również oglądali te moje szalone filmiki na Facebook'u. I to też było przemiłe. Pamiętam jak ten słynny...
Michał Szyba?
Tak jest! Michał Szyba! Podchodzę do niego i mówię: Michał moglibyśmy sobie jakąś fotkę strzelić? A on: Pewnie Jankes, nie ma problemu. Widzieliśmy z chłopakami Twoje filmiki na FB, szacun.
Poznałem kilku chłopaków, mega fajni kolesie. Trzymam za nich kciuki.
Teraz w styczniu będą MŚ w Polsce, a więc będziesz mógł dalej podróżować za naszą drużyną.
Już nie mogę się doczekać! A gdzie będą grali nasi?
Polacy będą grali tylko w Krakowie. Jankes zapraszam Cię do siebie, przenocuję Cię po promocyjnej cenie.
A jakie masz mieszkanie? Większe od mojego? Bo ja mam 45m2.
No ja mam 26, ale jakoś damy radę.
Damy radę! Polak potrafi! No to jesteśmy umówieni. Trzymajmy kciuki za naszych reprezentantantów, a oni na pewno odwdzięczą się na boisku.
Widziałem u Ciebie Krzysztofa Hołowczyca w roli rapera, zabierze Cię na Dakar?
Brrrraaaauuuuuummmmmm... Nie dostałem zaproszenia i niestety pewnie daleko do tego. Natomiast jeśli byłaby kiedyś okazji to czemu nie. W tym roku było tam parę znanych osób, choćby wariaci z Abstrachuje.tv. Nieprawdopodobne wydarzenie, którego niestety nie miałem okazji poczuć na własnej skórze.
Ale odkryłeś w Hołowczycu kolejny talent, tym razem raperski.
Oj tak! Wyszło to naprawdę fajnie, polecam wpiszcie sobie w YouTube „Rap Dakar Hołek”. Lubię w tych znanych osobach odkrywać coś nowego. „Hołka” akurat chciałem sprawdzić w rapowaniu i spisał się, kto nie widział niech sprawdzi i oceni.
Sport, sport, sport. Krążymy po dyscyplinach, mówimy o naszych sportowcach. A ja mam pytanie, czy Ty Jankesie byłeś, albo jesteś czynnym sportowcem?
(śmiech) Kiedyś biegałem przez płotki, ale bez jakiś tam wyników. Pochwalę się, że byłem na Mistrzostwach Polski, natomiast bez żadnych sukcesów. Również w szkołach należałem do różnych sekcji sportowych. Sport według mnie łatwo mi przychodzi, bieganie, granie, pływanie.
Skakanie do wody.
Tak, ostatnio to też praktykuje (śmiech).
Łączymy teraz Twoje dwie pasje sport i radio, z kim chciałbyś poprowadzić audycję?
Ciekawe pytanie, kurde no… Przebajecznie byłoby, gdyby do polskiej stacji wpadł taki Leo Messi, to byłoby coś wielkiego. I w trakcie poranka organizujemy turniej, kto zrobi więcej kaperek, albo kto trafi do kosza. Fajnie, fajnie by było, tak się trochę rozmarzyłem. Chciałbym poznać bliżej te światowe gwiazdy, jacy są, to byłoby coś naprawdę niespotykanego.
A Twoje najpiękniejsze wspomnienie, wspomnienia związane ze sportem?
Chyba to, co siedzi mi najgłębiej w serduchu, czyli te wszystkie spotkania Stali Gorzów i to złoto. Tak samo jak pielęgnuję i szanuję stare znajomości, utrzymuje kontakt z kumplami z osiedla. Naprawdę staram się jak mogę te kontaktu pielęgnować, bo to są chwile, wspomnienia, które siedzą w człowieku przez całe życie. Tak samo jest ze sportem, on gdzieś tam płynie w mojej krwi od małego. Jak nie było kasy na bilet, to przeskakiwało się przez płot, czy oglądało mecze z nasypu obok stadionu. Wspaniałe chwile. Kasy nie było portfelu, od mamy nie można było cały czas ciągnąć, trzeba było sobie jakoś radzić. Dlatego ten żużel, Gorzów to są te najważniejsze wartości, które najlepiej wspominam.
A co Jankesie zmieniłbyś w sporcie? Masz magiczną różdżkę i w co celujesz?
Tak na szybko, to na pewno ten syf, który pojawił się na otwarciu GP w Warszawie. Żeby w świat poszła informacja, że w Polsce odbyło się kapitalne widowisko, fantastyczna impreza. To na pewno, z miejsca. Co jeszcze? No żeby jak najmniej było takich sytuacji jak ta z PZPS po zakończeniu turnieju. Wszyscy się cieszymy, skaczemy a tu zaraz wyskakuje afera z łapówkami. I nagle zamiast mówić o sporcie, tym nieprawdopodobnym osiągnięciu naszej kadry mówimy o aferach. Strasznie mnie to drażni. Takie rzeczy chciałbym zmienić, kopać takich ludzi w dupę i wysyłać w miejsce z którego nie mogliby tutaj wrócić. Chciałbym żeby było czysto, żeby magia sportu nie była niszczona przez panów przy zielonych stolikach.
I tym miłym akcentem zakończymy naszą rozmowę, dziękuję Ci bardzo Jankes!
Dziękuję bardzo! Niech to piękno sportu zawsze wygrywa! Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!
Paweł.