niedziela, 29 marca 2015

Polska siatkówka górą!


Wczoraj mieliśmy do czynienia z historycznym dniem polskiej siatkówki klubowej. W półfinale Ligi Mistrzów zmierzyły się dwa polskie kluby, Asseco Resovia Rzeszów i Skra Bełchatów. Zwycięsko z  tego spotkania wyszli podopieczni trenera Kowala, jednak Na Moje Oko największe zwycięstwo odniosła polska siatkówka!




Na początku słów kilka o samym spotkaniu. Patrząc na suchy wynik 3:0 można by pomyśleć, że Rzeszowianie odnieśli zdecydowane zwycięstwo. Jednak było zupełnie inaczej i było to bardzo wyrównane spotkanie. Żadna z ekip nie pozwalała odskoczyć rywalowi na większą odległość, a jeżeli takowa przewaga się pojawiała to od razu była niwelowana. Dlatego oglądało się to bardzo przyjemnie, bo mecz był na przysłowiowym „styku” a o zwycięstwie decydowały niuanse. Takie jak na przykład zepsuta zagrywka Karola Kłosa w pierwszym secie przy stanie 24:23 dla Resovi. Osobiście bym udusił.

Przechodząc do wspomnianych niuansów. Na Moje Oko Resovia w tym meczu miała lepiej dysponowanego zawodnika na każdej pozycji. Drzyzga lepiej dyrygował grą aniżeli Uriarte. Para Penczew-Ivović była dużo bardziej zbilansowana niż para Conte-Marechal czy Conte-Winiarski. Również Krzysiek Ignaczak rozegrał lepsze spotkanie od swojego vis a vis. Środkowi, na tej pozycji ten mecz był chyba najbardziej wyrównany, bo zarówno Kłos i Lisiniac jak duet rzeszowski Holmes-Nowakowski rozgrywali dobre spotkanie. Jednak największa dysproporcja była widoczna w rywalizacji atakujących i tutaj upatrywałbym głównej przyczyny. Schops grał na 69% skuteczności kończąc 11 z 16 ataków, natomiast Mariusz Wlazły skończył tylko 5 z 20 ataków, co dało mu 25 % skuteczność. Było widać skutki choroby, że nie jest to „ten” Mariusz, którego Skra w tym spotkaniu bardzo potrzebowała.

Polska myśl szkoleniowa zapewniła Polskiej drużynie miejsce w finale Ligi Mistrzów, o tym również trzeba pamiętać! Nie zawsze zagraniczne = lepsze. Trener Kowal przewijał się w sztabach szkoleniowych drużyny z Rzeszowa od 2004r., jednak tak naprawdę to w roku 2011 dostał swoją prawdziwą szansę. Władze klubu obdarzyły go ogromnym kredytem zaufania i teraz to procentuje. Dlatego ogromny szacunek należy się również Panu prezesowi Góralowi, który mimo gorszych chwil drużyny, zawsze wierzył w trenera Kowala i w jego projekt. Oby jak najwięcej takich ludzi w sporcie!

Co dalej? Zenit Kazań ma na papierze dużo lepszy skład, jednak to nie nazwiska grają. Naprawdę w spotkaniu półfinałowym przeciwko gospodarzom turnieju podopieczni trenera Alekny nie pokazali niczego szczególnego. Oczywiście mecz meczowi nie równy i jutro mogą zagrać kosmiczne spotkanie. Jednak wierzę w Resovię! Wierzę, że zgranie i ten długo budowany projekt okaże się lepszy niż szybko sklejony dream teamu za miliony monet. A co!

Nie zapominajmy również o Skrze, bo dla niech brązowy medal również będzie ogromnym sukcesem. A patrząc na ich postawę przez pryzmat całej Ligi Mistrzów, medal im się niewątpliwie należy. Od jakiegoś czasu ekipa trenera Falasci jest „pod formą”, widać to również na naszym ligowym podwórku. Można mieć teraz pretensje do trenera, do zawodników itd. Jednak mimo to, ten medal im się należy. Naprawdę przeszli fazę zasadniczą i pucharową Ligi Mistrzów jak burza, zmiatając rywali. Nie można o tym zapomnieć i nie chcę tutaj w żaden sposób bronić ekipy z Bełchatowa. Natomiast uważam, że ocenianie ich tylko przez pryzmat tego spotkania jest niesprawiedliwe. Dlatego liczę, że jednak jest sprawiedliwość na tym świecie i już niedługo dwa medale zagoszczą w naszym kraju.

Na koniec, co najważniejsze, muszę podkreślić jaka duma mnie rozpierała oglądając ten półfinał! Mimo sporej ilości błędów, głównie w zagrywce, do której można by mieć zastrzeżenia ogólne wrażenie spotkania było bardzo dobre. Była to dobra wizytówka polskiej siatkówki, która i tak jest już w światowej opinii bardzo wysoko plasowana. W porównaniu do pierwszego półfinału ten „polski” bił poziomem na głowę spotkanie Berlin Volleys – Zenit Kazań. Dodatkowo chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na szacunek jakim wzajemnie darzyły się obie ekipy. Nie było jakiś pyskówek między sobą, skakania sobie do gardeł. Pełna kulturka, to się ceni! 

No i co, nie pozostaje nam nic innego jak zjeść niedzielny rosołek i zasiąść do telewizorów! Do boju Resovia! Do boju Skra! 

Paweł. 

foto:http://i.wp.pl/a/f/jpeg/34805/resovia_rzeszow_skra_belchatow_liga_mistrzow_final_four_650.jpeg

poniedziałek, 23 marca 2015

El Clasico Na Moje Oko

Kapitalne spotkanie! To jest to, na co czeka się miesiącami! Wczorajsze El Clasico spełniło oczekiwania 400 milionów widzów, tak 400 mln! Tyle osób oglądało wczorajsze spotkanie na całym świecie. A oto jak El Clasico wyglądało Na Moje Oko.


1. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy i budziła ogromny szacunek była gra pressingiem graczy Realu Madryt. Podopieczni trenera Ancelottiego atakowali swoich rywali już na ich połowie, a Marcelo i Ramos często odbierali piłki graczom Blaugrany w okolicach ich pola karnego!
Tym samym Barcelona nie mogła się rozpędzić, ponieważ został jej wzięty jeden z największych, jak nie największy atut, czyli gra podaniami od własnej bramki i systematyczne budowanie, i napędzanie akcji. A jeśli takowa akcja powoli się budowała, co było rzadkością, to Real szybko taką akcję kasował. Za to ogromny szacunek!
Jednak jak to bywa, sił na taką grę przez pełne 90 minut nie wystarcza. I około w 70 minucie Real widocznie opadł z sił i Barca mogła wtedy kreować swoje akcje, stąd większa ilość okazji strzeleckich w drugiej połowie.

2. Odniosłem wrażenie, jakoby zawodnicy obu drużyn wymienili się koszulkami przed spotkaniem. Barcelona grająca długimi podaniami, zdobywająca gola ze stałego fragmentu gry, po strzale głową! Real grający piłką, wysokim pressingiem i zdobywający bramkę po kapitalnej akcji kombinacyjnej, z fenomenalnym podaniem piętką Benzemy. O co chodzi?!
Dodatkowo to Królewscy dominowali przez znaczną część Klasyku. Przegrali przez niewykorzystanie swoich sytuacji pod bramką Claudio Bravo. Natomiast w Barcelonie znacznie mniej było futbolu, ale okazali się skuteczniejsi. Nie tak to na ogół wyglądało. Jednak to jest duży plus dla trenera Enrique, który nauczył swoich piłkarzy “cierpieć” na boisku, że nie zawsze liczy się styl, tylko punkty. Nie przypominam sobie, aby Barcelona wygrała spotkanie po bramkach zdobytych głową i długim podaniu od obrońcy. Jak Boga kocham!
A co ważne, Barcelona nie zatraciła swojego typowego stylu, tylko potrafiła dostosować się do sytuacji panującej na boisku. Do 60-70 minuty cierpieli, grali “nie po swojemu”, jednak później gdy Real opadł z sił, wrócili do swojej typowej gry. Brawo Enrique!

3. “Gdzie jest Messi?” Takie pytanie zadawałem sobie przez większość spotkania. Po raz pierwszy rzucił mi się w oczy po strzale w 73 minucie, który minimalnie minął prawy słupek bramki Casillasa. Osobiście po ostatnich występach spodziewałem się dużo więcej po Argentyńczyku. Czekałem na kolejny spektakl w wykonaniu tego zawodnika, jednak niestety nie doczekałem się.

4. Największe plusy Na Moje Oko w Realu Marcelo i Modrić, w Barcelonie Mathieu oraz Mascherano.


+ Dopóki grał, biegał i miał siłę Modrić, Real grał. Natomiast w momencie, gdy zszedł z boiska, Real osłabł. Bądź co bądź, pokazuje to jak wielką rolę dla całej drużyny odgrywa ten zawodnik. Trzeba przyznać, że Real rozegrał jeden z lepszych, o ile nie najlepszy meczy w 2015 roku. A Modrić był mózgiem drużyny i wręcz perfekcyjnie rządził nią. Kto wie, co by się działo, gdyby Chorwatowi wystarczyło sił na dłużej.
+ To co wyczyniał Marcelo na swoim skrzydle było fenomenalne. Zarówno w obronie, jak i w ataku. Czasami stawał się drugim, obok Benzemy, napastnikiem Realu, po czym szybko zawracał i biegł do obrony. Żelazne płuca! Dodając do tego sztuczki techniczne, którymi Brazylijczyk cieszył nas w trakcie tego spotkania, można wystawić mu najwyższą notę!

+ Jeremy Mathieu. Przyznam się, że od samego początku wątpiłem w ten transfer. Począwszy od kwoty jaką Barcelona zapłaciła za tego zawodnika, przez styl i całokształt jego gry, po prostu nie pasował mi do Barcelony. Jednak to spotkanie pokazało, że Barcelona właśnie takiego kogoś potrzebowała! Nie jest to wirtuoz piłki, ale twardy gość, środkowy obrońca z krwi i kości. A do tego potrafi strzelać gole głową, co daje Barcelonie możliwość wykorzystywania stałych fragmentów gry, z czego skorzystali w 19 minucie.
+ Mascherano, niewidoczny, ale wykonujący czarną robotę. Kiedy trzeba jest w ataku, kiedy trzeba skasować akcję robi to, kiedy trzeba załatać dziurę w obronie Argentyńczyk jest tam gdzie trzeba. Dodatkowo dobry duch drużyny i przywódca, ciągle pokrzykuje, motywuje. Genialne spotkanie Javiera!


5. Na Moje Oko na minus w Realu Bale i Isco, w Barcelonie Messi i Iniesta

- Gareth Bale kompletnie niewidoczny, nie dał drużynie tego, czego ona od niego by oczekiwała. W ofensywie zapamiętam go tylko z nieuznanego gola. Częściej pojawiał się w drugiej linii, pomagając w defensywie, jednak Na Moje Oko od Bale wymaga się i oczekuje dużo więcej. Słaby mecz.
- Isco w poprzednich meczach kapitalnie wkomponowywał się w grę drużyny i mimo jej słabszej postawy, potrafił w pojedynkę ją podnieść. A wczoraj nie był tak decydujący jak we wcześniejszych meczach. Bardziej skupiał się na pracy w środku pola, niż na włączaniu się do ataku, strzały? Oddał tylko jeden, dodatkowo niecelny. A poza tym zanotował zbyt wiele strat. Zdecydowanie mecz pod kreską!

- Messi - czytaj 3.
- Iniesta, z całego spotkania oprócz strat pamiętam tylko akcję na samym początku meczu, gdy po jego dośrodkowaniu Barcelona mogła objąć prowadzenie. No i to by było na tyle. Iniesta słynący z cudownych podań i asyst, swoją ostatnią asystę zaliczył UWAGA, UWAGA-10 Października w meczu Ligi Mistrzów przeciwko PSG, szmat czasu. Może dlatego Enrique musiał nauczyć grać swoją drużynę długimi podaniami i strzelać bramki po stałych fragmentach gry?

6. Brawo sędzia! Pan Antonio Mateu Lahoz kapitalnie poprowadził to spotkanie. Odniosłem wrażenie, że trzymał w rydzach zawodników i panował nad spotkaniem. Powiesił poprzeczkę na pewnym poziomie i twardo się jej trzymał, brawo! Rozdał sporo żółtych kartek, bo aż 11, ale przed czerwoną się ustrzegł, choć miał kilka okazji do jej pokazania. Jednak może stwierdził, ze nie będzie psuł widowiska? I że to nie on jest głównym bohaterem? Brawo, brawo, brawo!

Paweł.
foto: http://edge1.pokerlistings.com/assets/photos/el-clasico.png

sobota, 21 marca 2015

Premier League! Co z Tobą?!


Pierwszy dzień wiosny, a po klubach z najlepszej ligi świata w europejskich pucharach ani widu, ani słychu. Liverpool, Chelsea, Manchester City, Arsenal, Tottenham, Everton pożegnały się z Europą nie dość, że szybko to jeszcze w bardzo słabym stylu.




Liverpool nie wyszedł z grupy LM , zdobył w niej 5 punktów. Podopiecznym trenera Rodgersa bliżej niż do awans było do ostatniego miejsce. Na drugim miejscu dającym awans do fazy pucharowej znalazła się Bazylea, która wyprzedziła Liverpool o 2 punkty. „The Reds” byli trzeci z 5 punktami w sześciu meczach i wyprzedzili bułgarski Ludogorec o 1 punkty. Nie takie były plany na Anfield. Trzecie miejsce uprawniało jednak Liverpool do gry w fazie pucharowej Ligi Europy, jednak i tam nie było dane grać „The Reds” i już w 1/16 musieli uznać wyższość Besiktasu Stambuł i pożegnać się z Europą... 

Chelsea Londyn fazę grupową przeszła bez zastrzeżeń, cztery zwycięstwa, dwa remisy i pierwsze miejsce w grupie. Jednak w 1/8 finału podopieczni trenera Mourinho ulegli PSG. Tak naprawdę nie do końca ulegi, ponieważ w obu spotkaniach padły remisy, ale fakt faktem odpadli z Ligi Mistrzów. 

Manchester City o wyjście z grupy walczył do samego końca. Dwa zwycięstwa, dwa remisy, dwie porażki to bilans „Obywateli” w fazie grupowej, w której mierzyli się z Bayernem, Romą i CKSA. Trzeba przyznać dość mocne towarzystwo. Koniec końców City wyszło z grupy na drugim miejscu i w 1/8 finału musieli zmierzyć się z FC Barceloną, która pokazała ekipie Pellegriniego miejsce w szeregu. A gdyby nie bramkarz Manchesteru Joe Hart, obawiam się, że wynik dwumeczu mógłby zakończyć się dwucyfrówką w rubryce goli straconych. Deklasacja.

Arsenal rozgrywki grupowe zakończył na drugim miejscu z taką samą ilością punktów jak pierwsza Borussia. W 1/8 los przydzielił podopiecznym trenera Wengera - AS Monaco. W „Arsenalowej” części Londynu zapanowała euforia. Monaco? Bez przesady. Wszyscy byli już myślami w ćwierćfinale. Jednak to co zdarzyło się na The Emirates zbiło wszystkich z nóg, z samymi zawodnikami łącznie,1:3! Arsenal nie poddał się i walczył do końca, wygrał w Monaco 2:0, ale to drużyna z księstwa cieszyła się z awansu. Kolejna piękna porażka Arsenalu...

Tottenham i Everton od początku walczyły w Lidze Europy. Tottenham wyszedł z grupy na drugim miejscu za Besiktasem Stambuł,dokładnie tym samym, który wyeliminował w 1/16 Liverpool. Tottenham również odpadł w tej samej fazie, a ich pogromcami okazali się gracze Fiorentiny. Natomiast Everton wygrał swoją grupę, wyprzedzając o jeden punkt VFL Wolfsburg. W 1/16 wyeliminował Young Boys Berno, jednak w 1/8 finału podopieczni trenera Martineza skompromitowali się i zostali wyeliminowani przez Dynamo Kijów, przegrywając mecz rewanżowy 5:2!

Angielskie drużyny odpadają z europejskich pucharów dość szybko i to z rywalami w ich zasięgu, a często nawet z gorszymi. Jednak liga angielska uważana jest za najlepszą ligę świata, dodatkowo telewizja płaci za prawa do pokazywania meczów angielskiej Premier League na sezony 2016-2019 ponad 5,1 miliarda funtów, co jest Na Moje Oko kwotą astronomiczną! Zawodnicy z całego świata mówią, że ich marzeniem jest gra i sprawdzenie się w Premier League. A to wszystko mimo słabych wyników drużyn angielskich w LM.

W jednym z wywiadów ikona Manchesteru United, Paul Scholes powiedział: "Gdyby takie kluby jak FC Barcelona, Real Madryt bądź Bayern Monachium występowały w Premier League, wygrywałyby ją z przewagą 10-15 punktów. Nawet PSG i Juventus są lepszymi zespołami niż jakakolwiek czołowa drużyna w Anglii. Myślę, że dwa wielkie zespoły z Hiszpanii i Bayern mają lepszych zawodników niż angielskie ekipy występujące w tym sezonie w Lidze Mistrzów".

Mocna teza, z którą nie do końca bym się zgodził. W lidze angielskiej każde spotkanie jest pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ nawet drużyna ze strefy spadkowej jest w stanie walczyć z górą tabeli. Przykład? Zwycięstwo Burnley 1:0 nad Manchesterem City. Z pewnością rzutuje to na wyniki w Europie. Premier League poziomem zarówno finansowym, jak i sportowym przewyższa inne ligi w Europie. Wielkie pieniądze, głośne nazwiska, ogromne zainteresowanie kibiców z całego świata. Dodam tutaj, że w ubiegłym sezonie z praw za transmisję Cardiff City (ostatni zespół w tabeli) dostało dwa razy więcej pieniędzy niż Bayern Monachium! Alleluja!
I być może angielskie drużyny za bardzo skupiły się na rywalizacji w swojej rodzimej lidze, co poskutkowało takimi a nie innymi wynikami w Europie.

W związku z tym, że liga jest tak mocna a oczekiwania kibiców tak wygórowane, Premier League nie może pozwolić sobie na grę rezerwowymi, W lidze hiszpańskiej, francuskiej czy niemieckiej dysproporcje pomiędzy „czubem” a dołem tabeli są dość znaczące. Dlatego mecze z rywalami z dolnej półki nie kosztują Bayernu, PSG czy Barcelony tak dużo sił jak drużyn z Anglii. Każdy z nas widział zapewne jak wyglądają spotkanie w Premier League – walka, siła, szybkość. „Nie ma lipy” jakby to powiedział Robert Burneika. Natomiast w Hiszpani, Francji czy Niemczech ta gra jest troszeczkę inna. Poza tym, drużyny czują respekt przed tuzami, stąd cofają się do obrony i czekają na rywala. Pozwalają, aby Bayern, PSG czy Barcelona rozgrywały swoja akcje, miały kontrolę nad meczem, aby nie tracić siły. Natomiast w Anglii nie ma zlituj! Jedziesz na boisko czerwonej latarni ligi a tam czeka jedenastu gości, którzy mają ochotę Cię zmiażdżyć od samego początku spotkania.

Dodatkowo, w większości lig mamy przerwę zimową, choćby dwa tygodnie. Natomiast w Premier League sezon trwa ciągiem, bez przerwy. Kibice chcą oglądać Premier League i nie wyobrażają sobie świąt bez meczu Boxing Day. Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, tych spotkań jest naprawę sporo, a trzeba przecież jeszcze trenować. Dlatego dodając do tego wcześniej wspominany przeze mnie wyrównany poziom mamy do czynienia z nakładającymi się na siebie czynnikami, które powodują wykończenie się materiału, bo zawodnicy też są ludźmi. 



"To moment kryzysowy dla futbolu w Premier League. Jeżeli przerwa zimowa nie zostanie wprowadzona, to przynajmniej zmniejszmy liczbę meczów w okresie świątecznym i usuńmy powtórzone spotkania Pucharu Anglii powyżej czwartej rundy" – napisał na Twitterze Gary Lineker, były trzykrotny król strzelców ligi angielskiej.

Kończę już, bo się rozpisałem. Osobiście również jestem trochę zawiedziony postawą angielskich drużyn w europejskich pucharach. Jestem w stanie zrozumieć porażkę City z Barceloną, ale jej styl już jest zatrważający. Drużynom z Londynu do awansu również brakło niewiele, ale jednak brakło. Liverpool musi uznać wyższość drużyny tureckiej, Everton natomiast ukraińskiej. Nie wygląda to dobrze. Czasami odnoszę wrażenie, że dla angielskich drużyn cenniejszy jest tytuł mistrza Anglii niż LM. Aby zdobyć tytuł mistrza Anglii musisz walczyć cały sezon, 38 spotkań na wysokim poziomie, tydzień w tydzień. Drużyna musi być idealnie przygotowana, nie ma miejsca na przypadek! A w pucharach? O wszystkim decyduje jeden mecz, dwumecz, łut szczęścia. Bądź co bądź Droga Premier League, mimo tych wszystkich okoliczności „łagodzących” nie wypada tak słabo się prezentować. Ponieważ to w rozgrywkach europejskich powinno się pokazywać swoją siłę i wyższość nad rywalami z innych lig. A co my widzimy? Wyższość innych.

Paweł. 


foto: https://scontent-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/v/l/t1.0-9/11081119_10153263809753304_132990275956930119_n.jpg?oh=947e5561806a74ad426eb3e1ae2e88da&oe=55798C7C
foto: http://oi57.tinypic.com/21lra60.jpg 

środa, 18 marca 2015

„Twierdza Vicente Calderon” - 372 dni bez straconego gola w LM.


Atletico Madryt, finalista poprzedniej edycji Ligi Mistrzów po ogromnych męczarniach awansowało do ćwierćfinału tychże rozgrywek. Do wyeliminowania Bayeru Leverkusen gracze Diego Simeone potrzebowali rzutów karnych, jednak chciałbym zwrócić uwagę na inną, niespotykaną rzecz.


Co do samego spotkania, Atletico rewanżowy pojedynek rozpoczęło dosyć nieśmiało, co było dla mnie pewnego rodzaju zaskoczeniem, bo drużyna Atletico przyzwyczaiła nas do tego, że rzuca się na rywala od pierwszej minuty, szybko zdobywa bramkę i broni swojej twierdzy. Jeśli chodzi o Aptekarzy dało się dostrzec w ich grze sporo nerwowości i niepewności. Samo spotkanie w hiszpańskiej stolicy od pierwszego do ostatniego gwizdka nie stało na najwyższym poziomie, a stawka momentami wręcz paraliżowała aktorów widowiska. Nikt nie chciał podejmować nadmiernego ryzyka, gdyż skutki mogłyby być opłakane.

Jedyna bramka padła w 27 minucie i może ona posłużyć jako idealna puenta całego spotkania. Strzał Mario Suareza był słaby, po drodze piłka odbiła się od obrońcy Bayeru i wpadła do bramki obok zdezorientowanego Leno. W całym spotkaniu trwającym 120 minut, obie drużyny oddały osiem strzałów, z czego warte uwagi były może cztery. O wszystkim rozstrzygnąć musiały karne, w których obejrzeliśmy więcej strzałów na bramkę niż w przeciągu całego spotkania. Karne, które były dla Atletico koszmarem, gdyż do wczoraj przegrywali wszystkie konkursy jedenastek w europejskich pucharach: w Pucharze UEFA z Derby County (6:7, sezon 1974/1975) oraz Fiorentiną (1:3, 1989/1990) i w finale Pucharu Intertoto z Villarrealem na własnym boisku (1:3, 2004/2005). Tym razem się udało i Atletico po raz pierwszy w swojej historii wygrało rzuty karne w europejskich pucharach.

Jednak rzeczą na którą chciałbym zwrócić waszą uwagę jest fakt, że Atletico w Lidze Mistrzów nie straciło bramki na swoim boisku od 11 Marca 2014 roku! Szczęśliwcem, który jako ostatni strzelił gola na Vicente Calderon jest Kaka. Miało to miejsce w spotkaniu 1/8 finału poprzedniego sezonu, gdy w meczu Atletico – Milan, Kaka trafiając w 27 minucie, wyrównał wynik spotkania na 1:1. Na nic się to jednak zdało, bo spotkanie zakończyło się wynikiem 4:1 dla Atletico. Od tamtego czasu podopieczni trenera Simeone gościli na swoim stadionie sześć drużyn i żadnej nie udało się skierować piłki do bramki:

1) FC Barcelona: 1:0 (Ćwierćfinał LM 2013/2014)
2) Chelsea Londyn: 0:0 (Półfinał LM 2013/2014)
3) Juventus Turyn: 1:0 (Faza grupowa LM 2014/2015)
4) Malmo FF: 5:0 (Faza grupowa LM 2014/2015)
5) Olympiacos Pireus: 4:0 (Faza grupowa LM 2014/2015)
6) Bayer Leverkusen: 1:0 (1/8 Finał LM 2014/2015)

Na chwilę obecną daje nam to 372 dni bez straconego gola w LM na własnym stadionie. Twierdza. A co najważniejsze, obecnie Atletico nie znajduje się w najwyższej formie, jednak obrona i poświęcenie w drużynie Simeone pozostaje niezmienne, i to jest klucz do sukcesu. Nie ma obrażania, wypominania i afer. Jest grupa, jest wspólny cel, nie ma JA, jesteśmy MY.

Nawet jeśli nie jesteś w formie, ale dasz z siebie maksimum masz szansę wygrać. - powiedział trener Simeone na konferencji prasowej po tym spotkaniu.

I gracze Atletico wykorzystali to co potrafią najlepiej. Zagrali na przysłowiowe „0 z tyłu” a z przodu, mimo blokady napastników ktoś zawsze może coś strzelić. Tak było właśnie w meczu z Bayerem, bramka Mario Suareza nie była wyćwiczoną akcją tylko o sukcesie tego strzału zadecydowało szczęście, które według legend sprzyja lepszym. Jednak gdyby nie czyste konto bramkarza ta bramka nie dałaby awansu. To jest klucz drużyny Siemone do sukcesu - „Twierdza Vicente Calderon”.

Paweł.

foto: http://losblancos.pl/images/news/1392111010_extras_noticia_foton_7_1.jpg








niedziela, 15 marca 2015

Koniec walki o mistrzostwo Premier League?


Za nami 29 kolejek Premier League, do końca zostało ich 9. Sezon wchodzi w decydującą fazę, a drużyny walczą o jak najwyższe miejsca gwarantujące im grę w europejskich pucharach. Jednak czy najważniejsza kwestia nie jest już rozstrzygnięta? Chelsea ma sześć punktów przewagi nad drugim Manchesterem City, jedno zaległe spotkanie i na głowie już tylko grę w lidze. 



Jose Mourinho po powrocie do Londynu głośnio mówił, aby poczekać na drugi sezon jego drużyny, bo to wtedy dopiero obejrzymy „jego” drużynę. No to poczekaliśmy. Ligi Mistrzów już nie zawojuje, gdyż gracze Chelsea musieli uznać wyższość drużyny Paris Saint Germain. Natomiast w Pucharze Anglii wyeliminowali ich piłkarze czwartoligowego Bradford City. Nie tak pewnie wyobrażał sobie to Jose. Jakieś trofea? Chelsea Londyn ma na swoim koncie w tym sezonie jedno trofeum – Puchar Ligi Angielskiej. No i wszystko wskazuje na to, że drugim trofeum będzie Premier League.

Tak jak wspominałem, do końca sezonu zostało 9 kolejek. Chelsea ma dodatkowo jeszcze jeden zaległy mecz z Leicester City. Przewaga nad drugim Manchesterem City wynosi sześć punktów, natomiast nad trzecim Arsenalem siedem. Czy ktokolwiek będzie w stanie dogonić Chelsea?

Tak wygląda rozkład jazdy drużyn znajdujących się na podium Premier League:




Chelsea Londyn
Manchester City
Arsenal Londyn
30 kolejka Hull City W WBA D Newcastle United W
31 kolejka Stoke City D Crystal Palace W Liverpool D
32 kolejka QPR W Manchester United W Burnley W
33 kolejka Manchester United D West Ham D Sunderland D
34 kolejka Arsenal Londyn W Aston Villa D Chelsea Londyn D
35 kolejka Crystal Palace D Tottenham W Hull City W
36 kolejka Liverpool D QPR D Swansea City D
37 kolejka WBA W Swansea City W Manchester United W
38 kolejka Sunderland D Southampton D WBA D

    *D – spotkanie na własnym boisku
    *W – spotkanie na wyjeździe


A więc, rywalami drużyny Jose Mourinho będą: Hull City – miejsce 14, Stoke City – miejsce 8, QPR – miejsce 19, Manchester United – miejsce 4, Arsenal Londyn – miejsce 3, (ZALEGŁE)Leicester City – miejsce 20, Crystal Palace – miejsce 12, Liverpool – miejsce 5, WBA – miejsce 13, Sunderland – miejsce 17.

Patrząc i analizując, nie widzę możliwości, aby Chelsea roztrwoniła przewagę. W końcówce sezonu gracze Jose Mourinho musieliby seryjnie tracić punkty, a Manchester City nie mógłby sobie pozwolić na jakąkolwiek ich utratę. A jak doskonale wiemy, seryjne tracenie punktów w wykonaniu drużyn prowadzonych przez Portugalczyka jest rzadko spotykanym zjawiskiem. Drużyna z Londynu w tym sezonie w lidze przegrała dwa mecze. Dwa! Dlatego mimo tej całego nagonki na Chelsea i na samego Jose po przegranym dwumeczu z PSG osobiście uważam, że nadal jest to jeden z najlepszych trenerów na świecie. Dlatego nie pozwoli sobie na roztrwonienie tej przewagi i dowiezie ją do końca ligi.

Mourinho w różnego rodzaju wywiadach czy konferencjach często narzekał na to, że jego drużyna ma zły terminarz, że zawodnicy przy tak dużej dawce spotkań czują się coraz bardziej przemęczeni. Teraz Portugalczyk będzie miał całe tygodnie na treningi i tylko jeden mecz, do którego drużynę będzie mógł przygotować w jak najlepszy sposób. Dodatkowo, gracze Chelsea to w dużej mierze doświadczeni zawodnicy, którzy wiedzą jak „dociągnąć” sezon do końca. Wiele w swoich karierach przegrali, ale również wiele wygrali i dzięki zdobytemu doświadczeniu wiedzą jak podejść do końcówki sezonu.

Dodatkowo, o zdobyciu tytułu mistrza danej ligi decydują najczęściej punkty zdobyte w meczach, w których drużynie idzie jak po grudzie oraz punkty zdobyte ze słabszymi rywalami. Chelsea oba te kryteria spełnia, ze słabszymi drużynami nie przegrywa a swoje gorsze mecze wygrywa bądź remisuje. Najlepszym przykładem był dzisiejszy mecz z Southampton, które grało naprawdę kapitalne spotkanie, i co? Jest punkt, a gdyby dodać lepszą skuteczność w drugiej połowie byłyby trzy. W tragicznej wręcz pierwszej połowie Chelsea oddała jeden celny strzał i zdobyła bramkę, przetrwała oblężenie swojej bramki i dowiozła wynik do przerwy. Takimi niuansami wygrywa się ligę.

Nie lubię wróżyć z fusów, jednak „Na Moje Oko” wszystko wskazuje na to, że Jose wraz ze swoją drużyną już niedługo będzie mógł cieszyć się z drugiego tytułu w sezonie 14/15. Jednak żeby nie było tak nudno, to zapowiada się bardzo ciekawa i zawzięta walka o miejsca w europejskich pucharach oraz o utrzymanie. W Premier Legaue jeszcze będzie się działo! 

Paweł. 

foto: http://www.linkiesta.it/sites/default/files/uploads2/imgs/mou_0.jpg

środa, 11 marca 2015

Historia dzieje się na naszych oczach!

Dwie polskie drużyny w Final Four Ligi Mistrzów! Do tej pory nie mogę w to uwierzyć! 11 Marca 2015 roku - ta data zapisze się złotymi zgłoskami w annałach polskiej siatkówki klubowej. Brawo Skra! Brawo Resovia! Brawo!!!



Skra Bełchatów – SIR Safety Perugia

Pierwszy set jakby z innej bajki, naprawdę nikt chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Perugia zmiotła z parkietu podopiecznych trenera Falasci. Przyznam, że przeszedł mnie lekki strach. Pomyślałem: „O co chodzi?!” Ale na szczęście Bełchatowianie szybko wybudzili się z letargu i wrócili na zwycięską drogę! 

 

Jak dla mnie, najważniejszą postacią tego spotkanie był Michał „atak po skosie” Winiarski. Wracając po kontuzji, nie grając bardzo długi czasu wychodzi w najważniejszym meczu dla swojej drużyny i ciągnie ją do zwycięstwa. Szacuneczek. Po jednym z ataków zobaczyłem w tych jego błękitnych oczach jakiegoś diabła i wtedy zrozumiałem, że Winiar poprowadzi Skrę do Berlina! Innym fenomenem tego zawodnika jest jego sposób atakowania po skosie. Przecież to doprowadza do szewskiej pasji, facet atakuje nieustannie po ukosie i za każdym razem trafia w boisko. Brawo Winiar!

Dziś, w tym spotkaniu wygrał kolektyw. Wygrała drużyna, w której każdy zawodnik dorzucił coś od siebie. Gdy Facundo Conte miał swoje słabe momenty, pałeczkę przejął Winiarski. Był to również ninajlepszy mecz dla Mariusz Wlazłego, dlatego więcej z siebie dali Kłos czy Lisiniac. Jest to cecha najlepszych drużyn, właśnie tych które awansują do Final Four! I właśnie tego kolektywu brakło Perugii, dopóki grał Atanasijević dopóty Perugia była w stanie walczyć ze Skrą. Prąd odcięło Alexowi, prąd odcięło Perugii.

I jeszcze jedno. Emocje. Mogłoby się wydawać, że są to doświadczeni zawodnicy, którzy na swoim koncie mają setki spotkań, a jednak nerwy i presja spotkania wiązała im kostki. Na Moje Oko, właśnie aspekt emocji i nerwów był bardzo ważny w tym spotkaniu. Trzeci set, który dla mnie był tym rozstrzygającym, został przegrany przez Włochów właśnie w sferze mentalnej. Po kilku złych zagraniach zaczęli się wykłócać oraz podważać decyzje sędziów, a Atanasijević otrzymał czerwoną kartkę. Trener Grbić musiał ostro rugać swoich zawodników na jednej z przerw, aby Ci w końcu zajęli się grą. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie! Włosi zawsze lubują się w takich dyskusjach, dlatego te dyskusje dzisiaj ich zgubiły! 


Asseco Resovia Rzeszów - Lokomotiw Nowosybirsk

Typowy męski mecz. Pierwszy set można skomentować jednym słowem: zagrywka. Rosjanie puścili rękę w polu zagrywki i dopóki trafiali to prowadzili. Następnie przestali trafiać w boisko, zawodnicy Resovii zaczęli lepiej przyjmować i gra wróciła do normy. Do normy, w której to Asseco prowadziła grę.


To spotkanie było podręcznikowym spotkaniem męskiej siatkówki. Jeśli nie kończysz pierwszej akcji, to przeciwnik Cię podbija i wyprowadza swoją skuteczną kontrę. I tak wyglądało to dzisiejsze spotkanie. W momencie gdy Resovia nie wykorzystała swojej akcji, Lokomotiw zdobywał punkty seriami. Kiedy natomiast Lokomotiw nie wykorzystał swojej pierwszej akcji, to Resovia wyprowadzała kontrę i zaczynała zdobywać punkty serią. Na szczęście, więcej tych lepszych serii mieli podopieczni trenera Kowala i to oni awansowali do Final Four!

Na Moje Oko, ogromne znaczenie miała hala i kibice w Rzeszowie. Śmiem twierdzić, że Resovia ma najlepiej wychowanych? Nie wiem czy to jest poprawne słowo. Ma kibiców, którzy najlepiej czują to, co dzieje się na boisku. I dzisiaj ewidentnie ponieśli chłopaków do zwycięstwa. Kiedy trzeba było gwizdać i deprymować graczy Lokomotiwu, to gwizdali! Kiedy trzeba było podnieść chłopaków po nieudanej akcji, robili to! Kiedy trzeba było szaleć z zawodnikami, robili to! Ogromny szacunek!

P.S.: Wolwicz, Ty się lepiej zastanów z kim zadzierasz. Chciałeś wyrównać rachunki z Polakami? To po tym dwumeczu wpadłeś w jeszcze większe długi! Piotrek pokazał Ci Twoje miejsce w szeregu!

No to co? Dwie polskie drużyny w Final Four! Kapitalna sprawa! Historyczna! Fenomenalna! Świetna! I można by tak wymieniać bez końca! Polska siatkówka jest na szczycie! Nasze drużyny eliminują przeciwników z Włoch i Rosji, czyli lig, które rzekomo uważane są za lepsze niż nasza PlusLiga. Nie sądzę.
W Final Four, Skra i Resovia będą walczyć z Zenitem Kazań oraz gospodarzem turnieju Berlin Recycling Volleys, towarzystwo wyborowe! Naprawdę jestem strasznie podekscytowany i najzwyczajniej w świecie ogromnie szczęśliwy! To są momenty, o których z dumą będę opowiadał wnukom! Ogromne gratulacje dla Skry i Resovii! Dziękuję za te fantastyczne emocje! Dziękuję za tę radość, jaką mi dzisiaj zafundowaliście! Jesteście wielcy! 

Paweł.
 
foto: http://www.przegladsportowy.pl/m/Repozytorium.Podglad.aspx/-680/-382/przegladsportowy/635616200635204338.jpg

foto:  http://bi.gazeta.pl/im/79/b5/10/z17520249Q,Liga-Mistrzow--Lokomotiv-Nowosybirsk---Asseco-Reso.jpg

środa, 4 marca 2015

To była dobra środa! 1,5 sukcesu w LM


1,5 sukcesu odniosły wczoraj polskie drużyny w Lidze Mistrzów. Resovia Rzeszów pokonała na Syberii 3:1 Lokomotiw Nowosybirsk, a Skra Bełchatów przegrała w Perugii 2:3 z miejscowym SIR Safety. To była dobra środa!


Podopieczni trenera Kowala wykonali przysłowiowy kawał dobrej roboty na dalekiej Syberii w Nowosybirsku. Wywożąc trzy punkty z terenu zwycięzcy Ligi Mistrzów w sezonie 2012, Rzeszowianie znacznie przybliżyli się do udziału w Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów. Mimo prawie 30 stopni mrozu, mimo zmiany strefy czasowej o pięć godzin graczom z Rzeszowa udało się wyjść ze spotkania obronną ręką. Tak pół żartem, pół serio pierwszy przegrany set zrzuciłbym na kark tego siarczystego mrozu. Gracze Resovii nieprzyzwyczajeni do takiej temperatury musieli po prostu dłużej dogrzewać swoje mięśnie, aby móc w pełni pokazać pełnię swoich umiejętności, co miało miejsce od drugiego seta. Kapitalne spotkanie całej drużyny, bez bicia przyznaję się, że nie wierzyłem w taki obrót sprawy. Trzy punkty zdobyte w Nowosybirsku, chapeau bas Panowie!

Bardzo ważnym aspektem w tym spotkaniu była umiejętności gry podopiecznych trenera Kowala z rosyjskim blokiem. Mam tutaj na myśli wykorzystywanie bloku i zwyczajne obijanie go. Tym samym gracze Resovii pozbawili swoich rywali bardzo ważnego elementu gry ich układanki. Punkty zdobywane blokiem zawsze stanowiły dla Lokomotiwu sporą część ich zdobyczy punktowej. Dodatkowo napędzały ich do skutecznej gry i dobijały przeciwnika, Rzeszowianie na to nie pozwolili. Z premedytacją i uśmiechem na twarzy obijali rosyjski blok. Brawo!

*Atak: skuteczny/wykonany
*Przyjęcie: perfekcyjne/dobre
*Zagrywka: łącznie/zepsute/asy
*Nawias: Liczba punktów

Ivović (18)

Atak: 15/27 - 56%
Przyjęcie: 40%/7%
Zagrywka: 18/4/2
Blok: 1
Camejo (16)

Atak: 12/24 - 50%
Przyjęcie: 30%/30%
Zagrywka: 17/3/3
Blok: 1
Penczew (15)


Atak: 14/20 - 71%
Przyjęcie: 56%/28%
Zagrywka: 15/6/0
Blok: 1
Divis (19)


Atak: 17/29 - 59%
Przyjęcie: 53%/17%
Zagrywka: 17/4/2
Blok: 0
Schöps (17)


Atak: 14/28 - 50%
Zagrywka: 18/5/3
Blok: 0
Zemczenok (11)


Atak: 9/24 - 38%
Zagrywka: 13/3/1
Blok: 1
Drzyzga (1)


Zagrywka: 12/3/0
Atak: 1/1 100*
Blok: 0
Butko (1)


Zagrywka: 0
Atak: 0
Blok: 1
Nowakowski (14)


Atak: 10/13 77%
Zagrywka: 16/2/1
Blok: 3
Wolwicz (6)

Atak: 5/7 71%
Zagrywka: 18/1/1
Blok: 0
Holmes (9)


Atak:5/7 71%
Zagrywka: 19/0/0
Blok: 4
Abrosimow (3)


Atak: 1/2 50%
Zagrywka: 6/2/0
Blok: 2
Ignaczak


Przyjęcie: 35%/15%
Gołubiew


Przyjęcie: 41%/15%
Ogółem:
Atak: 61%
Zagrywka: 20/6
Przyjęcie: 44%/19%
Blok: 9
Ogółem:
Atak: 52%
Zagrywka: 16/8
Przyjęcie: 40%/26%
Blok: 6


Skra Bełchatów niestety przegrała spotkanie w Perugii 2:3. Jednak punkt, który wywalczyli na terenie rywala w dalszej perspektywie może okazać się bardzo ważny. Spotkanie rozpoczęło się od niespotykanej sytuacji, gdyż pan supervisor nie wyraził zgody na udział w meczu Facundo Conte. Powód? Zły numer na koszulce. Jednak po kilku kosmetycznych zmianach na koszulce, Conte wrócił do gry w połowie pierwszego seta. W trakcie spotkania odniosłem wrażenie jakby Skra walczyła z duetem Fromm-Atanasijević, który zdobył w całym spotkaniu 56 punktów! Czyli krótko mówiąc, wygrał dwa sety. Niezły wynik. Jak widać taktyka zespołu z Pergugii nie była jakoś bardzo skomplikowana, dlatego szkoda, że podopiecznym trenera Falasci nie udało się powstrzymać albo chociaż trochę przytrzymać tych dwóch zawodników.


Co do Skry, to brakło mi trochę skutecznych ataków Marechalla i obronienia kilku kiwek, których w boisko Skry wpadło zdecydowanie za dużo. Widziałem lepsze mecze w wykonaniu bełchatowian, jednak to jest siła drużyny, że mimo gorszego dnia i gorszej dyspozycji niektórych graczy potrafi wyciągnąć choćby punkt. I za to brawa.


Zaniepokoiłem mnie jeszcze jedna sprawa. Jak drużyna zareagowała na wyjęcie z układanki Conte. W pierwszym secie Skra bez Conte, wyglądała na zupełnie zagubioną. Zawodnicy patrzeli się na siebie, jakby nie wiedzieli o co chodzi w tej grze, popełniali proste błędy co nie zdarza się im zbyt często. Rozglądali się i wypatrywali za ile Facundo w końcu naklei ten numerem na koszulkę i wróci na plac gry. Boję się pomyśleć co by się działo, gdyby supervisor nie dopuścił Conte do gry z doklejanym numerem. Lepiej nie gdybać.


*Atak: skuteczny/wykonany
*Przyjęcie: perfekcyjne/dobre
*Zagrywka: łącznie/zepsute/asy
*Nawias: Liczba punktów

Conte (16)
Atak: 14/26 – 54 %
Przyjęcie: 50%/30%
Zagrywka: 17/6/0
Blok: 2
Fromm (24)
Atak: 17/25 - 68%
Przyjęcie: 61%/30%
Zagrywka: 20/7/5
Blok: 2
Marechal (4)

Atak: 4/18 - 22 %
Przyjęcie: 60%/43%
Zagrywka: 16/2/0
Blok: 0
Vujević (5)


Atak: 4/13 – 31 %
Przyjęcie: 56%/33%
Zagrywka: 16/4/1
Blok: 0
Wlazły (23)

Atak: 20/35 – 57 %
Zagrywka: 16/5/2
Blok: 1
Atanasijević (32)


Atak: 29/48 – 60 %
Zagrywka: 25/6/2
Blok: 1
Uriarte (5)
Atak: 0/1 0%
Zagrywka: 19/3/1
Blok: 4
De Cecco (4)
Atak:1/3 - 33%
Zagrywka: 16/1/1
Blok: 2
Kłos (7)

Atak: 5/8
Zagrywka: 16/1/0
Blok: 2
Buti (5)


Atak: 4/9 - 44%
Zagrywka: 19/4/1
Blok: 0
Lisiniać (11) /Wrona (5)

Atak: 9/13 2/2
Zagrywka: 12/2/1 7/2/1
Blok: 1 2
Beretta (7)


Atak: 6/6 - 100%
Zagrywka: 9/0/0
Blok: 1
Tille

Przyjęcie: 44%/37%
Giovi

Przyjęcie: 63%/34%
Ogółem:

Atak: 52 %
Przyjęcie: 50%/35%
Zagrywka: 22/5
Blok: 12
Ogółem:


Atak: 59 %
Przyjęcie: 59%/32%
Zagrywka: 23/10
Blok: 6

Pierwsze koty za płoty. Ani Resovia awansu sobie nie zapewniła, ani Skra nie przekreśliła swoich szans na awans. Na tym etapie rozgrywek nie ma słabych drużyn, i o wygraniu spotkania może decydować dyspozycja dnia, jedna piłka, jakiś błąd. Po prostu przed własną publicznością Asseco Resovia jak i Skra muszą zagrać spotkania lepsze niż te, które zagrały na wyjeździe. Liczę na to, że uda się im tego dokonać, a polska siatkówka będzie mogła szczycić się obecnością dwóch drużyn w Final Four Ligi Mistrzów! A niewątpliwie na to zasługuje! 

Paweł.


foto: http://www.ebelchatow.pl/sites/default/files/foto_artykuly_2014/resovia_SKRA.jpg