sobota, 11 kwietnia 2015

Zagraniczne nie zawsze znaczy lepsze


Na temat zawodników Błękitnych Stargard Szczeciński napisano już chyba wszystko i wszędzie. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż to czego dokonali Ci zawodnicy jest czymś niesamowitym. Pal sześć już fakt, że Błękitni są drugoligową drużyną, bo nie było tego widać na boisku. Oglądając to spotkanie byłem pod ogromnym wrażeniem tego jak zmotywowani byli zawodnicy ze Stargardu Szczecińskiego, wyglądali jak jakieś charty wypuszczone z klatek po paru miesiącach odsiadki. Mimo to, że od 30 minuty spotkania grali w 10, nie pozwolili się rozjechać wicemistrzowi Polski. Prezentowali taką postawę jaką oczekuje się od sportowca! Walka, zaangażowanie, serducho! Śmiem twierdzić, że gdyby nie czerwona karta to Błękitni graliby w finale. Pokuszę się nawet o inne stwierdzenie, że nawet grając w 10 Błękitni awansowaliby do finały, gdyby tylko nie stracili bramki do szatni na 2:1. No, ale teraz możemy sobie tylko pogdybać.






Ogromny szacunek dla zawodników ze Stargardu, pokazali oni, że wolą walki, wiarą w swoje możliwości jesteśmy w stanie przeskakiwać wielkie przeszkody. Pokazali, że pieniądze i nazwiska nie grają, a wszystko weryfikuje boisko. Brawo Panowie!

Jednak chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Oglądając ten mecz po raz kolejny zacząłem się zastanawiać nad sensem ściągania do Ekstraklasy zagranicznych zawodników prezentujących... średni poziom. Keita zmieniany po 30 minutach spotkania, Arajuuri objeżdżany regularnie przez zawodników Błekitnych. Jaki jest sens płacenia takim zawodnikom dziesiątek tysięcy pensji miesięcznie? Na Moje Oko nie ma w tym żadnego sensu. Od zawodnika zagranicznego przychodzącego do polskiej ligi powinno się oczekiwać tego, że podniesie on poziom drużyny, że będzie dwukrotnie lepszy od gracze rodzimego. Wtedy te kilka tysięcy pensji miesięcznie byłoby zrozumiałe. Natomiast w takiej sytuacji jest to kompletna głupota!

Nie oglądam zbyt często spotkań Lecha, jednak te które widziałem plus ten czwartkowy dają mi podstawy do tego aby uważać Arajuuriego za zawodnika słabego. W jakim elemencie podczas dwumeczu lepszy był Arajurri od swojego vis a vis Macieja Liśkiewicza? Na Moje Oko w niczym! Dlatego nie rozumiem, dlaczego kluby polskiej Ekstraklasy wolą wydawać dziesiątki tysięcy na jakiś pseudo-piłkarzy zza granicy zamiast inwestować w swoich?! A za pensję, którą co miesiąc pobiera w Poznaniu Fin można by ściągnąć dwóch-trzech perspektywicznych chłopaków jak np. Liśkiewicz i pewnie zostałoby jeszcze parę groszy na Akademię.

Nie chcę tutaj zaglądać do portfela działaczom, bo to są ich pieniądze, ich wizja prowadzenia klubu. Tylko jest mi po prostu szkoda tych młodych chłopaków, którzy prezentują zbliżony poziom do tych wszystkich zagranicznych pseudo-gwiazd a muszą tułać się po drugich ligach tylko dlatego, że nie mają dobrego menadżera i zagranicznego paszportu. Nie chcę żebyście myśleli, że uczepiłem się tego Arajurriego. To jest tylko przykład, niestety jeden z wielu. Gdzie zamiast dać szansę młodemu chłopakowi ze szkółki czy niższej ligi, ściągany jest jakiś piłkarski „szrot” Bóg sam wie skąd. Po co?!

Nie jestem również jakimś zagorzałym nacjonalistą, po prostu uważam, że w pewien sposób takim postępowaniem sami sobie strzelamy w kolano. Przykład Błękitnych pokazuje, że w tych niższych ligach można znaleźć naprawdę ciekawych zawodników. Tylko trzeba ich chcieć zauważyć, trzeba dać im szansę a nie wierzyć ślepo menadżerom, którzy czasami mam wrażenie rządzą piłkarskim światkiem. Oczywiście z przyjemnością ogląda się w polskiej Ekstraklasie zawodników takich jak Duda, Paixao czy Hamalainen. I dla nich drzwi są otwarte, bo oni podnoszą poziom tej ligi. Wnoszą do niej coś ekstra. Natomiast średniacy, którzy mają problem z wyprowadzeniem akcji, strzałem czy kondycją nie powinni mieć prawa bytu. Wolę patrzeć jak błąd popełni młody, polski gracz, który cały czas się rozwija i może go to coś nauczy, aniżeli jakiś niby gwiazdor, który pobiera miesięcznie dziesiątki tysięcy z kasy i żadnego z niego pożytku.

Cieszę się, że jakiś czas temu po rozum do głowy poszli działacze siatkarscy i przestali ściągać do naszej ligi „zapchajdziury”. Teraz do PlusLigi przychodzą zawodnicy, którzy właśnie prezentują poziom dwukrotnie lepszy niż ich polscy zmiennicy na ławce. Grozer, Conte, Ivović itd. czyli zawodnicy ze światowego TOPu, reprezentanci swoich krajów, gracze którzy robią różnicę. A wśród nich masa młodych polskich zawodników, którzy mogą uczyć się od tych gwiazd. Uważam, że Mistrzostwo Świata zdobyte przez naszą reprezentację w pewien sposób zawdzięczamy właśnie temu zabiegowi. Oczywiście czasami przydarzą się jakieś niewypały, jednak to jest w ten interes wkalkulowane. Natomiast główną ideą jest ściąganie konkretnych graczy, a nie jakiś pseudo-siatkarzy. A jeśli klubu nie stać na zawodników o przyzwoitym poziomie, to nie ściągają „zapchajdziur” tylko dają szansę swoim! I to jest dobra droga!

A więc niech tak nagłośniony wyczyn Błękitnych, zostawi po sobie jakiś przekaz. Dajmy szansę swoim ludziom z niższych lig. Młodym chłopakom, którzy może w lepszych warunkach, z lepszymi trenerami będą w stanie osiągnąć naprawdę wysoki poziom i później będziemy mieli z nich pożytek. A nie ściągajmy na siłę zawodników zza granicy, tylko dlatego, że są zza granicy i mówią w innym języku. Polak również potrafi, tylko dajmy mu szansę! 

Paweł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz