środa, 13 maja 2015

Dwie twarze Barcelony

Gdy Bayern strzelił bramkę na 1:0, wśród Monachijczyków pojawiła się nadzieja na awans. Jednak po golach Neymara spotkanie zostało stłamszone już po dwóch kwadransach. Awans Barcelony w pełni zasłużony, to nie podlega dyskusji. Tylko co się stało z drużyną trenera Enrique w drugiej połowie?
 
 

46 minuta spotkania, na boisku melduje się Pedro, który zmienia Luisa Suareza. W tym momencie znika drużyna z pierwszej połowy i pęka jak bańka mydlana. Drużyna, która stwarzała sytuacje, która strzeliła dwie bramki, która była nie do zatrzymania, zniknęła.

Porównując Barcelonę z pierwszego meczu, czy pierwszej połowy meczu na Allianz Arenie do tej, która grała w drugiej połowie dostrzegam ogromną różnicę, wręcz przepaść. Oczywiście mogło to być spowodowane jakimś rozluźnieniem, choć w to wątpię. Taktyka w stylu „bronimy wyniku”? Nie sądzę, Enrique bardzo dobrze znający Guardiolę na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że taka zagrywka mogłaby się skończyć tragicznie. A więc co było przyczyną tak nagłej zmiany gry Barcelony? Na Moje Oko, wpłynął na to brak Suareza na boisku .

Bez Suareza Barcelona stała się przewidywalną Barceloną, która chciała grać tylko koronkowe akcje, z milionem podań. Zabrana została możliwość grania długimi podaniami, co ostatnio wychodziło Barcelonie bardzo dobrze. Gra stała się bardzo prosta, nie było odwołania do długiego podania, a każda taka próba kończyła się stratą piłki. Oczywiście, taka koronkowa gra wygląda fenomenalnie, tylko jeśli jest to jedyna wizja gry staje się łatwa do rozgryzienia. Dodatkowo, cały czas rozgrywając piłkę na swojej połowie daje się rywalowi możliwość przechwycenia piłki właśnie na własnej połowie i wyprowadzenie szybkiej kontry, a droga do bramki jest wtedy bardzo krótka. Bayern w drugiej połowie miał kilka takich sytuacja, których nie wykorzystał, bądź na drodze stawał Ter Stegen. W pierwszym meczu, czy w pierwszej połowie takie okoliczności nie miały prawa bytu.

Dlatego tak ważne w grze Barcelony Enrique stały się długie podania, głównie na Suareza, który potrafi wygrać główkę i zastawić obrońcę. Przeciwnik nie wie, z jakiego sposobu gry skorzysta drużyna, a więc nie może jednoznacznie ustawić swojej gry obronnej. Przykładowo, Bayern wychodzi pressingiem na Barcelonę, a wtedy Ter Stegen, bądź obrońca zagrywa długą piłkę do przodu, która jwat zgrywana do innego zawodnika, jedno-dwa podania i gol. Tak padła bramka na 3-0 w pierwszym meczu, czy druga w meczu rewanżowym. Długa piłka, zgranie główką, Suarez wychodzi na wolną pozycję i wykłada jak na tacy piłkę Neymarowi. Obrona? Brak. Cała drużyna Bayernu została minięta jednym długim podaniem Mascherano.

Nie przypominam sobie, aby w drugiej połowie Barcelona stworzyła sobie jakąś 100% sytuację, żeby oddała jakiś groźny strzał, albo w ogóle strzał. Jedyne co zapadło mi w pamięć z ofensywnej gry Barcelony w drugiej połowie, to przygotowanie piłki do strzału przez Messiego w polu karnym, które przerwał Benatia i dwa samotne rajdy Argentyńczyka, które szybko były kasowane. Tyle.  Całkowicie zniknęła drużyna, która potrafiła gnieść Bayern. Barcelona nie potrafiła wyjść z własnej połowy.

Piłka nożna to gra drużynowa, a jednak widzimy jak ogromną rolę odgrywają w niej jednostki. I tutaj można dwojako spojrzeć na tę sytuację. Pierwsze spojrzenie to takie, które podkreśla moc drużyny,  że bez jednego trybiku wszystko przestaje grać tak, jak powinno. Bez Suareza na boisku nawet  Messi, Neymar i spółka stali się niewidoczni, bezpłciowi. I druga wizja, podkreślająca moc jednostki, która obniża wagę drużyny a podkreśla rolę jednego zawodnika, w tym wypadku Suareza.

114 goli, 54 asysty – to bilans tej trójki. Robi wrażenie. Nie można zapomnieć również o tym, że Suarez sezon zaczął później, po czteromiesięcznej dyskwalifikacji. Kibicom Barcelony pozostaje dmuchać i chuchać na to, aby trio MSN całe i zdrowe dotrwało do finału Ligi Mistrzów, bo w innym wypadku może być ciężko.

Paweł.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz