poniedziałek, 27 lipca 2015

Doping, doping, doping… A jak bez niego dać radę?

Ostatnimi czasy najczęściej używanym słowem w środowisku żużlowym jest „doping”. Jakiś czas temu wpadli Dudek i Ward, teraz ścieżkę po niech przetarł Aleksander Loktajew. Nie interesuje mnie to, czy wynika to z niewiedzy czy z czegoś innego. Na Moje Oko jest to po prostu lekceważenie swoich obowiązków, beztroska i nonszalancja ze strony zawodników.
 


 
Żużel to ich praca, dlatego powinni oni wykonywać ją jak najlepiej potrafią i z pełnym poszanowaniem panujących zasad. Niestety, żużlowcy oprócz przygotowania, dbania i jazdy na motorze muszą też dbać o inne aspekty. Polski Związek Motorowy opublikował 1 Stycznia listę środków zabronionych, są tam używki zabronione ZAWSZE, są substancje zabronione przed i w trakcie spotkań, bądź co bądź lista jest długa.
Na Moje Oko obowiązkiem każdego zawodnika jest przyswojenie do swojej wiadomości gdzie dane substancje mogą występować, jak mogą dotrzeć do organizmu itd. Nie jest to ciężkie zadanie, a na pewno dużo łatwiejsze niż jazda na motorze. Tu i tam można przeczytać, że zawodnicy często korzystają z usług psychologów, dietetyków itd., dlaczego nie skorzystają z usług lekarza, która powie im tego, tego i tamtego nie możecie jeść, pić, łykać, bo znajdują się tam substancje zakazane. No chyba, że zawodnik taką wiedzę posiada a mimo wszystko wbrew zasadom zakazane substancje spożywa, to już jest hard level nieodpowiedzialności.
Z drugiej strony, jak tu wytrzymać taki wysiłek bez żadnych wspomagaczy? Pozwoliłem sobie prześledzić drogę kilku zawodników i tak…
Andreas Jonsson, w sobotę brał udział w Grand Prix Malilli, które skończyło się około godziny 23, po załatwieniu formalności itd. Szwed opuścił stadion około północy. O 17 w Zielonej Górze rozpoczął się mecz jego drużyny SPAR Falubazu Zielona Góra z Unią Tarnów. Zawodnik musi stawić się w parkingu jakiś czas przed rozpoczęciem spotkania, a odległość między Malillią a Zieloną Górą to w linii prostej ponad 600 km, odległość drogowa prawie 1000 km. Po meczu w Zielonej Górze czyli około godziny 21 Szwed pakuje się i zasuwa dalej, bo w poniedziałek o godz. 20:30 rozpoczyna się spotkanie w lidze angielskiej. Jonsson, jego sztab i sprzęt mają do przejechania ponad 1000 km w linii prostej i prawie 1300 km odległości drogowej.
Darcy Ward, w niedzielę objechał zawody w Zielonej Górze. W poniedziałek musi stawić się w Wolverhampton czyli ponad 1200 kilometrów dalej w linii prostej, a ponad 1500 w odległości drogowej od swojego miejsca pobytu w niedzielę około godziny 21! Następnie z Wolverhampton Ward musi przetransportować się do Motali, gdzie we wtorek o godzinie 19 rozpocznie się mecz jego szwedzkiej drużyny. Uwaga, uwaga! Ward do przebycia w około 20 godzin ma 1334 km w linii prostej i prawie 2000 km odległości drogowej!
Podobnie wygląda to u innych zawodników, jednak coraz częściej niektórzy zawodnicy odpuszczają sobie jakąś ligę żeby móc w „spokojniejszy” sposób przetransportować się z miejsca A do miejsca B. Niektórzy.
Oczywiście poszczególni zawodnicy latają samolotami, jednak często ich sprzęt i cała załoga musi przetransportować się busem. Podróż samolotem oczywiście jest szybsza, ale czy wygodniejsza i dająca więcej możliwości do wypoczynku? To już zależy. No a poza tym, na lotnisko i z lotniska też trzeba jakoś dojechać. Nie można zapomnieć również o adrenalinie, która na pewno siedzi w zawodnikach przed długi czas i nie pozwala im szybko zasnąć. A przecież trzeba wypocząć, bo za chwilę kolejne spotkanie!
Nie chcę w żaden sposób usprawiedliwiać zawodników, bo sami podpisują kontrakty i sami godzą się na takie szaleństwo. To jest ich praca i rzeczą naturalną jest, że chcą za nią otrzymać jak najwyższe wynagrodzenie. Co za tym idzie, muszą się czuć jak najlepiej i być w jak najwyższej formie. Jednak są tylko ludźmi, którzy również odczuwają zmęczenie. Starają się w jak najlepszy sposób i jak najszybszy doprowadzić swój organizm do jak najwyższego stanu używalności. Jednym pomaga alkohol, drugim joint a trzecim jakaś używka. I tak koło się zamyka.
Każdy z nas, kibiców, chce oglądać najlepszy żużel, na najwyższym poziomie, z udziałem najlepszych zawodników. Jednak co najważniejsze, Na Moje Oko chcemy aby żużel, sport był CZYSTY! A łamanie panujących zasad przez zawodników traktuję jako lekceważenie i tak jak wcześniej wspominałem beztroskę i nonszalancję. Może zamiast żyłować się i wspomagać zakazanymi środkami warto odpuścić jakąś imprezę i lepiej oraz czysto przygotować się do innych zawodów?
 
Paweł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz