Rajd Dakar, ostatnimi czasy bardzo
często poruszany temat w polskich mediach. Docierają do nas dobre
wieści jak znakomita postawa i prowadzenie w klasyfikacji generalnej
quadowców Rafała Sonika, czy czwarta lokata w tejże klasyfikacji,
tylko że kierowców Krzysztofa Hołowczyca. Jednak docierają też
złe informacje jak spłonięcie samochodu Adama Małysza, wczorajsze
zniknięcie na kilka godzin Marka Dąbrowskiego czy
najtragiczniejsza- śmierć Michała Hernika. Jednak ja chciałbym
zwrócić uwagę na inną kwestię...
...a mianowicie zdumiewa mnie to,
jakimi pasjonatami a wręcz maniakami są uczestnicy tego rajdu. Są
osobami, które będąc do granic możliwości zaabsorbowane
motoryzacją, oddają temu całe swe serce, często ryzykując swe
życie. Pozwoliłem sobie na zliczenie liczby osób, które zmarły
na trasie Rajdu Dakar i doliczyłem się 54 osób. Dodając do tego
setki osób poszkodowanych czy uratowanych w szpitalach, liczba ta
zmusza do chwili nostalgii. Nasuwa się pytanie: Po co oni to robią?
Większość z nich to ludzie, mówiąc
kolokwialnie, bardzo dobrze ustawieni, którzy osiągnęli w życiu
to co mogli osiągnąć i mogliby pozwolić sobie na spokojne życie
w zaciszu domowym. Wśród grona tychże śmiałków jest Adam
Małysz- nasz Orzeł z Wisły, który zdobył dla nas wiele tytułów,
bo kto z nas nie dmuchał w telewizor? Krzysztof
Hołowczyc - ikona polskiej motoryzacji, Sonik-właściciel kilku
firm, człowiek, który przyciągnął do Krakowa McDonalda, śp.
Michał Hernik- właściciel FarmaProm. Można by wymieniać wiele
wiele innych o wysokim statusie mogących żyć sielskim, spokojnym
życiem. Wybierają oni jednak inny styl życia, który nie jednego
przyprawiłby o, co najmniej, gęsią skórkę.
Ryzykują
swoje życie na pustynnych trasach, których trudność ciężko
opisać. Dochodzi do tego temperatura sięgająca czasami 50 stopni
Celsjusza, no minimum 40. A oni zakładają kewlary, siadają do
swoich „zabawek” bądź „na zabawki”, jak w przypadku
motocyklistów oraz quadowców, i jadą. Tylko oni (w przypadku
kierowców towarzyszy im pilot), maszyna i pustynia. Raz na kilkaset
kilometrów pomiar, na którym się „zameldują” i dalej jazda.
Jeśli się coś stanie, muszą liczyć tylko na siebie. Przypadek
śp. Michała Hernika pokazuje, że nie czekają tam na Ciebie za
każdym krzaczkiem czy wydmą służby medyczne. I znowu, po co oni
to robią? Przecież wiedzą, na co się piszą.
Oczywiście
jest masa niebezpiecznych sportów, zgoda! Nie wiem, wymienię
Formułę 1, skoki narciarskie, żużel, narciarstwo alpejskie i
wiele innych. Tylko, o ile mnie pamięć nie myli, a nie myli! To i
na torach F1, czy skoczniach, stadionach służby zdrowia czekają w
gotowości na każdym kroku! A w Dakarze? Przywołam tu po raz
kolejny przykład śp. Michała Hernika, który zdążył ściągnąć
tylko kask i położyć się 300 metrów od trasy i … odejść.
Nie
chcę tutaj w żaden sposób atakować organizatorów rajdu, broń
Cię Boże! Nie chcę też robić z zawodników jakiś cierpiętników,
bo sami się na to decydują. Chcę tylko zwrócić uwagę na jedną
rzecz.
Jak
bardzo muszą oni być zakochani, zapatrzeni, owładnięci pasją! To
budzi we mnie ogromny szacunek do nich! Oczywiście, wiele osób
powie, że są idiotami, którzy ryzykują osierocenie rodziny itd.
dla jakiejś głupiej jazdy na motocyklu czy autem po pustyni, no
super!
Po co
oni to robią?!
No
właśnie, po to! Są owładnięci tym co robią. Mają swoją
ogromną pasję, której są bezgranicznie oddani. I to jest piękne!
Wśród zawodników krąży podobno takie powiedzenie, że kolejny
Dakar zaczyna się następnego dnia po zakończeniu obecnego.
Fantastyczna sprawa! Goście są nawiedzeni, przepełnieni swoją
pasją! Pasją, która choć jest ciężka do zrozumienia na zdrowy
rozum, jest ich mekką! Czymś na co czekają, czymś co daje im to,
czego każdy oczekuje od pasji. Ahhh.. Każdemu z was życzę takiej
pasji, która tak bardzo będzie w stanie was pochłonąć!
Piona!
Paweł.
foto: http://antyapps.pl/wp-content/uploads/2013/01/Dakar-2013-Zdj%C4%99cie-01.png
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz