niedziela, 8 lutego 2015

FIFA - substancja płynąca w męskich żyłach


Sesja zdana, czas wrócić do domu. Sobota pełna sportowych wrażeń odhaczona, aczkolwiek dzisiaj chciałbym napisać o czymś odrobinie innym, jednak bardzo blisko związanym ze sportem i z emocjami mu towarzyszącymi.



Mam na myśli grę FIFA i jej fenomen. Wczoraj wieczorem grając karierę naszły mnie myśli, że gra FIFA zagościła w życiu niemalże każdego faceta . A co ciekawe, znam masę mężczyzn, którzy piłką nożna się nie interesują a w FIFĘ grają jak natchnieni. I dzisiaj od samego rana zastanawiałem się na czym polega niezwykłość tej gry oraz to, że potrafi przyciągnąć setki milionów samców alfa.

Po pierwsze: Gra z komputerem. Kto z nas nie grał kariery swoją ulubioną drużyną? Kto z nas nie budował swojego „dream team”? Kto z nas nie grał słabą ekipą, mając ambicje na wygranie z większymi markami? I takich pytań retorycznych można sobie zadawać miliony. W większości przypadków jest tak, że na początku gra się swoją ulubioną drużyną, ściąga się do niej swoich ulubionych piłkarzy i miażdży komputer. Jednak z czasem nie widać na horyzoncie ekipy, która może się z Tobą mierzyć. Wtedy zaczynamy nową karierę w jakiejś słabszej drużynie, z mniejszym budżetem i gramy od nowa. Przynajmniej ja tak mam.

Po drugie: Gra z „prawdziwym” przeciwnikiem. Kto z nas nie grał z kumplem przez Internet? Kto z nas nie brał udziału w jakimś własnym wiejskim turnieju? I tutaj też można by tak wymieniać bez końca. Chyba każdy kto grał w FIFĘ, korzystał z gry online. Nie ma się tu co rozwodzić. Natomiast jeśli chodzi o turnieje, to można o nich chyba napisać kilka ciekawych i dość obszernych książek. Pamiętam jak na początku pady udostępniał gospodarz, jednak z czasem każdy gracz przynosił swój własny pad. Podejrzewam, że wiecie dlaczego. Sam byłem świadkiem jak pewnego razu po przegranym meczu pad jako największy winowajca porażki został wytransportowany przez okno. Na początku gra służyła nam jako umilacz czasu, lecz z czasem zaczęliśmy wymyślać przeróżne nagrody w zamian za zwycięstwo. To powodowało, że konkurencja między nami jeszcze bardziej się zwiększyła, nie raz doprowadzając do śmiesznych pojedynków słownych czy szyderczych tekstów. Mimo tego, atmosfera turnieju była bardziej niż przyjemna i każdy czekał na kolejny turniej, aby się odegrać.

Po trzecie: Nowinki. FIFA z biegiem lat zaczęła wprowadzać nowe rodzaje karier, wszelakie ulepszenia i poprawy. Kto z nas nie grał jako menadżer? Kto z nas nie grał jako bramkarz? Kto z nas nie wysyłał skautów i wyszukiwał młode talenty? Naprawdę nie jestem jakimś koneserem i specjalistą od spraw techniczno - informatycznych, jednak postęp jaki towarzyszył tej grze od 1994 do 2015 jest ogromny. Pamiętam, że mój pierwszy kontakt z FIFĄ to gra w FIFĘ WM 2002 (DEMO) w której były trzy reprezentacje, a strzelając „gwiazdą” za piłką leciał ogień. O tym, jak dawno to było świadczy fakt, że była to gra... bez polskiego komentarza. A co spotykam teraz? Czasami mam problem z połapaniem się z tymi wszystkimi nowinkami w kolejnych wersjach. Możliwości jakie z każdą kolejną wersją daje nam EA Sports są niewiarygodne. Możemy poczuć się jak Jose Mourinho czy Cristiano Ronaldo. Jednak jedno zostaje niezmienne przez te wszystkie lata... chęć gry.

Zbliżając się do końca pytam, czego my w tej grze szukamy? Co ona takiego ma w sobie, że grają w nią faceci w wieku 21, 14, 30, 40 lat. Co jest w niej takiego, że potrafimy w nią grać całymi dniami i nocami. Ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, ponieważ każdy z graczy szuka w niej czegoś innego. Jedni odskoczni, relaksu, inni emocji i adrenaliny. Na tym polega magia tej gry, że potrafi do siebie przyciągnąć wszystkich. To gra, która łączy ludzi z różnych grup społecznych oraz pokoleń. Na moje oko... fenomen.

                                                                                                  Paweł.

foto: http://sites.duke.edu/wcwp/files/2013/10/Fifa.jpg


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz